Najnowsze wpisy, strona 63


if you give 'em a quick, short, sharp shock...
Autor: diable
08 lipca 2004, 05:33

denerwuje mnie ludzka ignorancja i skurwysynstwo. ale chyba jeszcze bardziej, przyzwalanie na nie. trzeba sie nauczyc w zyciu mowic nie, spierdalaj, bo ci jebne, odpierdol sie i jak tam dalej leci. trzeba sie nauczyc bic po lapach i krzyczec w cale gardlo. ciche i pokorne spuszczenie glowy do niczego nie prowadzi i niczego nie zmieni. kocham moja mloda ale czasem bym ja trzepnela w tego lba zeby sie jej poprzestawialo troche. nie mozna sobie pozwalac zeby kazdy po tobie chodzil, bo nawet glowa z ziemi nie bedzie wystawac. a mloda, eh, mloda sie nauczy. ale chcialabym, zeby nie musiala sie uczyc na bledach, zeby mogla po prostu wiedziec i nie pozwalac sobie. to nei posdtawowka gdzie zawsze moglam ja obronic, bo bylam starsza. obie jestesmy dorosle i trzeba utrzymac sie w pewnych kanonach, nie zaczne przeciez skubac za wlosy ojca badz szarpac sie z ludzmi z pracy. ale naprawde, mi nie trzeba duzo, bo co zniose to zniose ale mojej mlodej nikt mi nie bedzie po glowie chodzil. ja ja wychowalam i ja jedna jej bede, jak juz cos. nikt wiecej. boze, nie chce miec dzieci bo pewnie jeszcze bardziej by mi sie pewnie na glowe rzucalo. jak tu odchowac takie i uchronic przed calym swiatem? nie, nie oo-o nie. ja dziekuje. kupie sobie psa moze co najwyzej, nawet to za duzo bo co jak go ktos przejedzie?

 

hangin' out
Autor: diable
07 lipca 2004, 05:27

uh ah eh. oderwalam sie. weekend, trzy dni wolnego, umeczyl ale i odprezyl.

sobota, spedzona z blizsza i dalsza rodzinka krzysia, calkiem przyjemna. u wujka wypilam dwa (trzy?) kieliszki wodki (wprawdzie byly ty kieliszki do koniaku) na pusty zoladek i sie upilam. tak, obciach, ale co zrobic skoro organizm kompletnie odzwyczajony, zoladek pusty, tylko proszki i lemoniadka. wieczorem, odwiezlismy martynke do dziadka spac i spowrotem. grill o 10 w nocy to wcale nie glupi pomysl. tak, dopoki nie zacznie padac deszcz. ale ze takich dwoch jak nas trzech to nie ma nawet jednego, wyprowadzilismy samochod z garazu i tam sie przenieslismy. a tam to wodka polala sie juz szerzej. o drugiej okazalo sie, ze w miescie, gdzie taksowka jest co drugim samochodem mijanym na ulicy nie mozna takowej zamowic jesli sie jej potrzebuje. po przedzwonieniu siedmiu roznych dyspozytorow i wyczekaniu ponad godzine, w koncu skonczylo sie na tym ze to szwagier ka nas odtransportowal. cali, zdrowi i pijani jak swinki dotarlismy do domu o 4.

rano kac jak w morde kopnal. organizm zareagowal konkretnym buntem przeciw piciu i z lozka zwloklam sie dopiero poznym popoludniem. wyskoczylismy na chwile z ag, braciakiem, dom i robertem na taste of chicago (ktory, swoja droga pomimo reklamy jedzenia z calego swiata, byl rzeczywiscie smakiem chicago, czyli kanapki, zeberka i chinszczyzna co budka). o 9:30 fajerwerki, ktore ze nie dosyc, spoznione o pol godziny to wogle nie warte nawet westchnienia. w kolejce do domu rozmowy o tym, jak fajnie wychowywac sie na wsi z krowami, kurami, kaczkami i swinkami. no i niezapomniane grabienie siana. w domu zasluzony sen.

poniedzialek, spokojne sniadanie, kawa, papieros, komputer. popoludniu do ojca na basen, mloda zwolala wszystkich, takze w basenie to miejsca bardzo nei bylo ale za to zabawa przednia. byl tez domowy obiadek, kawka, piwo, papierosek, mloda jest przepipa; zadbala o wszystko. relaks na calego. troche jeszcze pograli w siatke i sru w dom.

a dzisiaj, koszmar, ze blee. zupelnie jakos oderwalam sie od pracy i za nic nie moglam sie do niej wkrecic spowrotem. szef jeszcze nei wrocil wiec spokojnie przebyczylam caly dzien.

i tak. taki to byl weekend. przekonalam sie, ze jednak picie mi szkodzi i bedzie trzeba sobie znalezc inna uzywke, z mniejszymi skutkami ubocznymi ;) jak rowniez, ze albo pracuje caly czas albo nei pracuje wogle. bo tak ni chuja nie idzie do porzadku ze soba dojsc.

opcjuje za nie pracowaniem wogle. tylko z ka musze to jeszcze przenegocjowac ;)

 

shine on you crazy diamond
Autor: diable
03 lipca 2004, 21:31

alesmy odwalili kawal dobrej roboty! ha! mieszkanie czyste, jak chyba nigdy. po skonczeniu, padnieci, pogratulowalismy sobie nawzajem i padli. . jakby niebylo, godzine mamy 2 a sprzatamy od 11 (ka juz od 9, ja mialam terapie i male zakupy). ja odrazu za komp, a ka kupilam ckm, zeby go czyms od tego kompa oderwac.

wczoraj wieczorem, male spiecie. przygryzlam ka o nikle zaineteresowanie tym co mi jest. ja na jego miejscu to rzucilabym sie w net i szperala, szukala az wiedzialabym wszystko o wszystkim. i wiem, ze po pierwsze, nie powinnam oczekiwac po innych, ze beda mieli takie same zachowania jak ja. a po drugie, to w sumie, kazdy mysli, ze ja poprostu przesadzam i lecze sie na okazjonalny smutek. i zdaje sobie sprawe z tego, ze to moja wina, bo nigdy nic nie pokazalam, i nigdy sie z niczego zabardzo nie zwierzalam. ale jednak. przeciez mu powiedzialam, ze to jest to i to i to i jeszcze tamto. oczekiwalam wiecej niz tak, kochanie, dobrze, ze chodzisz do lekarza. wiec, wczoraj staralam mu sie troche wyluszczyc, ze to wiecej niz smutek, ze to czarna maz i umieranie po trochu a ciagle. i wiecie, ze on tez mi powiedzial, ale ja nie wiedzialem, ze tak masz! myslalem, ze czasem ci tylko smutno. zatkalo mnie i jedyne co moglam, to poplakac sie, ze zlosci na siebie. zem glab co nie umial sie przyznac, ze jest chory.

no i jednak sie nie upilam, poprzestalam na jednej lemoniadce. a dzisiaj, dzisiaj to w sumie niechce mi sie juz pic, poza tym moja nazbyt odpowiedzialna strona krzyczy mi ciagle w srodku, ze mam nie pic, nie pic, nie pic. wieczna wojna, mowie wam.

od dzis przestalam brac uspokajacze rano, ze strachem, ze wszystko nagle wroci. pocieszam sie, ze wieczorem jeszcze beda, a poza tym podnosze antydepresanty, wiec bedzie dobrze, bedzie dobrze. a poza tym, sa ponoc koszmarnie uzalezniajace, wiec dobrze byloby zejsc z nich calkiem w miare szybko.

zaczal padac deszcz i nici z wyskoku do centrum.

fajnie tak siedziec w czystym mieszkaniu, swierzo wykapanym, nogi na stole, ka obok z gazeta. nie jest zle, powiem wam. fajnie tak wreszcie dostrzegac takie male szczescia w zyciu. schodzi mi ta maz z oczu powoli. powoli.

a tak wogle to mam dlugi weekend, wolne do wtorku, nie ma pracy, nie ma stresu, rachunki poplacone wiec ide sie relaksowac, kochac, sluchac dobrej muzy, palic i pic, na zmiane. zeby nie bylo nudno.

please could you stop the noise
Autor: diable
02 lipca 2004, 21:40

 i'm trying to get some rest from all the unborn chicken voices in my head

2:26 co bylo zrobic, zrobilam. siedze i grzebie w sieci ale jakos nic specjalnie nie znajduje.

z okazji piatku, dzisiaj generalne zakupy, moze wyslilimy sie tez na generalne sprzatanie? to byloby cos. nowego.

chce mi sie pic. ale pic w sensie pic. tak szybko pomyslalam, ze dzisiaj, o! dzisiaj sie upije, ale przeciez o 9 rano psycholog. a na kacu to troche nie tego sie pokazywac. to nic. wiec jutro. i wiem, co bede pic. bede pic zimna wodke i zapijac ja zimnym szampanem z butelki. oh, marzenia moje slodkie. nie wezme uspokajaczy na wieczor to wszystko powinno byc ok. zreszta, tyle prochow co przez cale zycie wodka zapilam i mnie nei zabilo to te mi tez krzywdy nie zrobia.

zimna wodka zapijana zimnym szampanem- czy to nie fajnie brzmi.

wczoraj doszlam do wniosku, ze mam mrowki w glowie. najpierw zaczelo tam w srodku cos skrobac, nie wiem jak to nazwac, nasuwa mi sie mzyc nie wiem skad. no w kazdym badz razie, pomyslalam ze takie musi byc uczucie kiedy stado mrowek chodzi w kolo. i potem, potem dostalam schizy, ze ja jednak mam te mrowki w glowie, ze one tam sa, maja tam swoje kolonie i krolowe i chodza w kolo nich i sie im klaniaja. (a wszystko bierze sie stad, ze jak bylam smarkacz uslyszalam w telewizji, badz radiu, badz z plotki, ze podczas snu na ten przyklad, moze ci taki owad wejsc do nosa, ucha czy innego otworu w ciele. on tam sobie moze wejsc i sie rozgoscic, moze sobie zalozyc rodzine, a jego rodzina rodzine i tak dalej. i on bedzie mieszkal gdzies tam, a ty nawet o tym nie wiesz. po przyswojeniu tejze informacji, przez dlugi czas spalam w pelnym strachu ale za to z kulkami waty w uszach i nosie. w ramach wyjasnien)

nie wiem nic nie iwem o niczym jestem znudzona pisze o mrowkach i chce isc do domu.

Bez tytułu
Autor: diable
02 lipca 2004, 04:47

O, popatrz, węzełek,
zawiązany jest we mnie supełek,
zaciśniesz, zaciągniesz tak ślicznie,
a mnie już nie będzie, ja zniknę.

 

If i show you the roses, will you follow
Autor: diable
01 lipca 2004, 02:01

chyba pierwsze od dawien dawna popoludnie mam tylko dla siebie. mloda w domu, ka pojechal do braciaka, tv spi. slucham moloko czytam 'zycie pana moliera', pale fajki, zagryzam odmrazana pizze i pije mleko. jest dobrze i spokojnie.

chyba sobie z tej okazji zapale. no. chyba tak.
tell me dearest enemy what you make of me?

*  pozniej

wlaczylam rmf i rozmylam sie. ich nocn0-poranny repertuar to jak wechikul czasu, kazda piosenka inny scenariusz. film w mojej glowie. 

 doczytalam ksiazke, dopalilam lufke, wypilam mleko. slysze tez gdzies, poza radiem,  heart shaped box ale nie wiem czy w glowie czy skads dochodzi. za oknem juz pierwsze proby fajerwerkow na czwartego. nagle zrobilo sie ciemno i nei zadzwonilam do mlodej. ka naprawia komp brata a ja nie chce juz wiecej palic. nie sama. boje sie. ale przeciez cos musze robic. przeciez nie moge byc ciagle w tu. musze choc na chwile umknac i nie byc a plynac z muzyka. nawet jesli przez niepicie wyjde z kazdej dolegliwosci ktora mam, to wpedze sie w cos gorszego. wraca ochota na pot in my smoke & coke in my coke. moze tylko mi sie zdaje? ka by mnie zabil. zawsze wiedzialam, ze umre nietypowo. i przed trzydziestka.
what was i
what was i saying?

Bez tytułu
Autor: diable
30 czerwca 2004, 20:37

nudze sie jak mops w pracy. gram, czytam, wychodze na papierosa i pije litry wody. wsumie, nie ze sie obijam, ale za bardzo nei ma co robic, co bylo zrobilam.

a reszta plask. kurwa, nie lubie sie nudzic, no.

 

re-arrange me till i'm sane
Autor: diable
30 czerwca 2004, 04:15

sa swiaty w zaswiatach

po obnizeniu uspokajaczy-antypanikantow wreszcie uszlo popoludniowe umecznie. czuje ze czuje. a z drugiej strony boje sie tego powolnego zejscia z nich, boje sie wracac w ten chaos, boje sie ze antydepresanty nie beda dzialac albo same nie beda dzialac wystarczajaco i ze znow bedzie zle. ja musze sie czyms martwic i czegos sie bac, nawet kiedy nie mam zupelnie powodu. ja go znajde, a jak nie znajde to stworze. to z przyzwyczajenia. jesli nie mam sie czym martwic to znaczy ze cos jest nie tak ze mna. spokoj oznacza ze zbilza sie burza. to ja wole te burze utrzymywac caly czas, zeby mnie przypadkiem nie zaskoczyla. takie male halo.

ka chce cos powiedziec, i brzeczy cos brzeczy az wreszcie slysze; moj ty ubytku psychiczny. to jest moje kochanie ;

chcialabym wakacji, wyjechac stad. chcialabym do polski. do mamy. przytulic sie i wyzalic. do moni, napic sie wodki zapijanej sniegiem, do pstraga na piwo, nad rzeke, do lasu. do domu.

napisalam tez maila do dalekiego, bo znaku zycia od wyjazdu nie daje. nawet nie wiem czy adres na jaki pisalam to jeszcze dobry jest, ale warto sprobowac. nawet nei wiem gdzie jest. ponoc, po wyjezdzie ze stanow zawital do bialki na kilka dni i znikl. i nikt za bardzo nei wydaje sie wiedziec wiecej. martwie sie o niego.

* update

tata dalekiego wlasnie odezwal sie do mnie na gg (co jak i skad mnie znalazl..?). daleki podobno w bialce. podobno wszystko dobrze. ladna synchronizajca. zaraz potym jak wkleilam te notke.

 

remembering games and daisy chains and laughs...
Autor: diable
29 czerwca 2004, 04:44

gdybym miala kase, poszlabym na psychiatrie. i juz nie tylko dlatego, ze zawsze marzylam o tym, ale tez dlatego, zeby zarabiac poltorej stowki za 10 min rozmowy. lepiej? gorzej? tak? to dobrze? prosze, recepta. dowidzenia.

zmiana dawek, uspokajaczy troszke mniej, z tygodnia na tydzien mam obnizac, az zejde do jednej na wieczor. antydepresantow&spolka w miedzyczasie w gore, do calej na wieczor. progres widzoczny. juz poza tym ze nei wiedzialam nigdy jak to jest spac, tak zwyczajnie polozyc sie i zasnac i noc cala przespac. to nie ma atakow paniki. narazie nie ma tez zadnych wiekszych pekniec w systemie. w sumie, czuje sie nawet dobrze. nie widze kolorowo, ale nie ma juz tylko lepkiego wciagajacego mulu. widze kladki i nimi biegam. przeskakuje, omijam. nie picie nie sprawia problemu. na ile pierwsze dwa tygodnie byly, zeby pokazac doktorkowi pe ze potrafie. na tyle teraz po prostu nie chce. nie odczuwam tej palacej potrzeby by uciec i zabic myslenie. bo mam mysli w miare spokojne. wiec je pielegnuje. wracam, do czytania. moze wroce do pisania? zobacze. wychodze tez z domu. trzezwa. i w dodatku z wlasnej inicjatywy. takie glupie male rzeczy a dla mnie jak kroki jak w butach stumilowych.

zycze sobie, duzo szczescia. i wam tez zycze. wogole mam jakis zyczacy wieczor dzisiaj. zycze sobie tez koszyk pomaranczy. softly spoken magic spells :). dobrejnocy.

i fake it so real, i am beyond fake
Autor: diable
27 czerwca 2004, 05:50

doktor ania okazala sie przemila kobieta. poltorej godziny minelo jak nic. poltorejstowy tez poszlo jak nic. ale wmawiam sobie ze warto, bo przeciez warto. warto wyjsc z tego mlyna.

ah i jeszcze z wczesniej

mag mnie rozpierdala. mowi: wiesz, ty powinnas przestec brac te proszki, przeciez ci nie potrzeba (uwaza,ze sie uzalam nad soba i poprostu przesadzam, bo kazdy tak ma -cytat). tak, kurwa, przestane i wroce do mieszkania w szafie, gryzienia sie do krwi i walenia glowa w sciane  co raz bo nei moge sie opamietac, atakow paniki kiedy mam wrazenie ze albo zaraz umre albo swiat sie skonczy, strachu przed glupim wyjsciem z domu, gora dwoch godzin snu na dobe, bo przeciez kazdy tak ma. jej ignorancja sprawia mi wrecz bol. za przeproszeniem, chuja wie, duzo gada. nie rozumie a wydaje sady. tak, ja nie mam co robic tylko sie uzalac nad soba i z tego mam wszystko. mowi: mnie tez mama zostawila, jak ciebie ojciec, ale ja sobie radze i nie zale sie, a potym nastepuje pol godziny uzalania sie z jej strony. tak, ale ona nie lubi jak ktos sie nad soba uzala. poza tym chuj wielki i babelki ze ojciec odszedl, zeby to byl jedyny moj problem to bym sie cieszyla. co bylo za nim odszedl, co bylo po tym jak odszedl i za kazdym razem kiedy znow wracal i odchodzil, to jeden wielki koszmar o ktorym za nic nie moge zapomniec. i nie tylko z nim w roli glownej, aktorow bylo wiecej i czasem gorszych. ale chuj z tym. dzisiaj jestem kim jestem, co bylo nie zmienie i to wiem. nie zale sie, nikomu, nawet jej sie nigdy nie zalilam, nigdy jej nie opowiadalam co i jak bylo. nigdy nikomu nie mowilam co i jak jest ze mna. bo wstyd mi bylo, najzwyczajniej w swiecie, wstyd. ze jestem jakas nienormalna, ze w jakims sensie jestem temu wszystkiemu winna. wiec, dla wszystkich mialam druga twarz, ktora zawsze sie smiala i mowila ze jest zajebiscie choc bym miala peknac i sie rozpasc to nie pokazalam. dopiero w swoich czterech scianach przychodzil amok.  teraz ucze sie ze jestem tak samo chora jak ludzie ktorzy maja alergie, migreny, i takie tam. to zwykle choroby ktorych nie mam sie co wstydzic. tylko, niestety, zdarza sie taka mag i uwaza ze wie lepiej co mi jest i co mi pomoze i czemu co wogole jest. czesc moze i z zycia ale czesc to po prostu schorzenie bo cialo tak ma. ale kij w oko slepemu.

nie mam gdzie tego wyladowac, wiec laduje tu. prosze o wybaczenie i zignorowanie. dobranoc.

and someday, you will ache like i ache
someday you will ache like i ache