30 czerwca 2004, 20:37
nudze sie jak mops w pracy. gram, czytam, wychodze na papierosa i pije litry wody. wsumie, nie ze sie obijam, ale za bardzo nei ma co robic, co bylo zrobilam.
a reszta plask. kurwa, nie lubie sie nudzic, no.
/język jest do zabawy/
nudze sie jak mops w pracy. gram, czytam, wychodze na papierosa i pije litry wody. wsumie, nie ze sie obijam, ale za bardzo nei ma co robic, co bylo zrobilam.
a reszta plask. kurwa, nie lubie sie nudzic, no.
sa swiaty w zaswiatach
po obnizeniu uspokajaczy-antypanikantow wreszcie uszlo popoludniowe umecznie. czuje ze czuje. a z drugiej strony boje sie tego powolnego zejscia z nich, boje sie wracac w ten chaos, boje sie ze antydepresanty nie beda dzialac albo same nie beda dzialac wystarczajaco i ze znow bedzie zle. ja musze sie czyms martwic i czegos sie bac, nawet kiedy nie mam zupelnie powodu. ja go znajde, a jak nie znajde to stworze. to z przyzwyczajenia. jesli nie mam sie czym martwic to znaczy ze cos jest nie tak ze mna. spokoj oznacza ze zbilza sie burza. to ja wole te burze utrzymywac caly czas, zeby mnie przypadkiem nie zaskoczyla. takie male halo.
ka chce cos powiedziec, i brzeczy cos brzeczy az wreszcie slysze; moj ty ubytku psychiczny. to jest moje kochanie ;
chcialabym wakacji, wyjechac stad. chcialabym do polski. do mamy. przytulic sie i wyzalic. do moni, napic sie wodki zapijanej sniegiem, do pstraga na piwo, nad rzeke, do lasu. do domu.
napisalam tez maila do dalekiego, bo znaku zycia od wyjazdu nie daje. nawet nie wiem czy adres na jaki pisalam to jeszcze dobry jest, ale warto sprobowac. nawet nei wiem gdzie jest. ponoc, po wyjezdzie ze stanow zawital do bialki na kilka dni i znikl. i nikt za bardzo nei wydaje sie wiedziec wiecej. martwie sie o niego.
* update
tata dalekiego wlasnie odezwal sie do mnie na gg (co jak i skad mnie znalazl..?). daleki podobno w bialce. podobno wszystko dobrze. ladna synchronizajca. zaraz potym jak wkleilam te notke.
gdybym miala kase, poszlabym na psychiatrie. i juz nie tylko dlatego, ze zawsze marzylam o tym, ale tez dlatego, zeby zarabiac poltorej stowki za 10 min rozmowy. lepiej? gorzej? tak? to dobrze? prosze, recepta. dowidzenia.
zmiana dawek, uspokajaczy troszke mniej, z tygodnia na tydzien mam obnizac, az zejde do jednej na wieczor. antydepresantow&spolka w miedzyczasie w gore, do calej na wieczor. progres widzoczny. juz poza tym ze nei wiedzialam nigdy jak to jest spac, tak zwyczajnie polozyc sie i zasnac i noc cala przespac. to nie ma atakow paniki. narazie nie ma tez zadnych wiekszych pekniec w systemie. w sumie, czuje sie nawet dobrze. nie widze kolorowo, ale nie ma juz tylko lepkiego wciagajacego mulu. widze kladki i nimi biegam. przeskakuje, omijam. nie picie nie sprawia problemu. na ile pierwsze dwa tygodnie byly, zeby pokazac doktorkowi pe ze potrafie. na tyle teraz po prostu nie chce. nie odczuwam tej palacej potrzeby by uciec i zabic myslenie. bo mam mysli w miare spokojne. wiec je pielegnuje. wracam, do czytania. moze wroce do pisania? zobacze. wychodze tez z domu. trzezwa. i w dodatku z wlasnej inicjatywy. takie glupie male rzeczy a dla mnie jak kroki jak w butach stumilowych.
zycze sobie, duzo szczescia. i wam tez zycze. wogole mam jakis zyczacy wieczor dzisiaj. zycze sobie tez koszyk pomaranczy. softly spoken magic spells :). dobrejnocy.
doktor ania okazala sie przemila kobieta. poltorej godziny minelo jak nic. poltorejstowy tez poszlo jak nic. ale wmawiam sobie ze warto, bo przeciez warto. warto wyjsc z tego mlyna.
ah i jeszcze z wczesniej
mag mnie rozpierdala. mowi: wiesz, ty powinnas przestec brac te proszki, przeciez ci nie potrzeba (uwaza,ze sie uzalam nad soba i poprostu przesadzam, bo kazdy tak ma -cytat). tak, kurwa, przestane i wroce do mieszkania w szafie, gryzienia sie do krwi i walenia glowa w sciane co raz bo nei moge sie opamietac, atakow paniki kiedy mam wrazenie ze albo zaraz umre albo swiat sie skonczy, strachu przed glupim wyjsciem z domu, gora dwoch godzin snu na dobe, bo przeciez kazdy tak ma. jej ignorancja sprawia mi wrecz bol. za przeproszeniem, chuja wie, duzo gada. nie rozumie a wydaje sady. tak, ja nie mam co robic tylko sie uzalac nad soba i z tego mam wszystko. mowi: mnie tez mama zostawila, jak ciebie ojciec, ale ja sobie radze i nie zale sie, a potym nastepuje pol godziny uzalania sie z jej strony. tak, ale ona nie lubi jak ktos sie nad soba uzala. poza tym chuj wielki i babelki ze ojciec odszedl, zeby to byl jedyny moj problem to bym sie cieszyla. co bylo za nim odszedl, co bylo po tym jak odszedl i za kazdym razem kiedy znow wracal i odchodzil, to jeden wielki koszmar o ktorym za nic nie moge zapomniec. i nie tylko z nim w roli glownej, aktorow bylo wiecej i czasem gorszych. ale chuj z tym. dzisiaj jestem kim jestem, co bylo nie zmienie i to wiem. nie zale sie, nikomu, nawet jej sie nigdy nie zalilam, nigdy jej nie opowiadalam co i jak bylo. nigdy nikomu nie mowilam co i jak jest ze mna. bo wstyd mi bylo, najzwyczajniej w swiecie, wstyd. ze jestem jakas nienormalna, ze w jakims sensie jestem temu wszystkiemu winna. wiec, dla wszystkich mialam druga twarz, ktora zawsze sie smiala i mowila ze jest zajebiscie choc bym miala peknac i sie rozpasc to nie pokazalam. dopiero w swoich czterech scianach przychodzil amok. teraz ucze sie ze jestem tak samo chora jak ludzie ktorzy maja alergie, migreny, i takie tam. to zwykle choroby ktorych nie mam sie co wstydzic. tylko, niestety, zdarza sie taka mag i uwaza ze wie lepiej co mi jest i co mi pomoze i czemu co wogole jest. czesc moze i z zycia ale czesc to po prostu schorzenie bo cialo tak ma. ale kij w oko slepemu.
nie mam gdzie tego wyladowac, wiec laduje tu. prosze o wybaczenie i zignorowanie. dobranoc.
and someday, you will ache like i ache
someday you will ache like i ache
mloda robi mi od dwoch dni pierogi (dzisiaj ruskie, mmh).
wyszlam godzine wczesniej z pracy i utknelam w takich korkach, ze zajechalam pozniej niz normalnie.
caly dzien nie moge jesc, tylko pije litry wody. wracam do domu i po dwoch szklankach mleka nachodzi mnie opentacza mysl, zeby jesc jesc jesc az mnie bedzie wszystko bolec i bedzie mi sie chcialo peknac. myslalam ze pozbede sie tego, ale widac nie tak latwo.
z innej nuty
dzisiaj poczatek taste of chicago. jak narazie chyba dopiero w niedziele sie wybiore, jutro terapia a dzisiaj juz mi sie poprostu nie chce. w niedziele, przy okazji chce jeszcze zaliczyc z mag i bet pride parade.
wiec bedzie jak bedzie. jest jak jest. nie wiem co pisze ale to z przejedzenia pierogami z malymi boczkami i cebulka.
o. jadac z pracy, nagale zapachnialo mi swierzym chlebem z maslem i pomidorami. i przypomnialam sobie kiedy jako smarkule, ja z mloda, biegalysmy z takimi wlasnie kanapkami nad rzeke, tylko poto zeby to tam je zjesc. bo lepiej smakowaly.
cos mi sie wiesza w organizmie. straszne zmeczenie ostatnimi dniami osiaga szczyty. jadac z pracy (co zajmuje srednio godzinke i wzwyz) musze sie choc raz zatrzymac na parominutowa drzemke. rozwalajace poprostu, bo oczu otwartych nie moge utrzymac zadna sila. zjezdzam na bok i chlup - spie jak susel. pare minut z reguly bo zawsze jakas karetka czy cos w ten desen przeleci bokiem i zbudzi.no wiec jade dalej. przychodze do domu, pare minut na kompie, cos zjem i na kanape, spac- a jak. pobudka o 9:30 bo prochy trzeba wziasc, prysznic i spac spowrotem. nie mam pojecia co jest.
w poniedzialek ide do dokora pe wiec moze go spytam co za badziewiem mnie faszeruje, ze mnie tak muli. a jeszcze w sobote poczatek terapii z pania (tym razem) ania. ah pieknie, tylko kurwa przez to cale to leczenie na jedzenie ledwo mi starcza.
Czasami kupuję naraz pięć par sandałków
po jednej na palec i biegam po pokoju w kółko
im bardziej wiruje powietrze wokół
i im bliższa jestem światła
tym bardziej pomarańczowieją mi sutki
wtedy zaczynam malować nimi obrazy na plecach docenta
bo on nie gniewa się na mnie nigdy.
* update
wlasnie pomyslalam, ze ka jest jak ten docent, nie gniewa sie na mnie nigdy. moj ka :) dobrze, ze jest i, ze jest jaki jest. bez niego szarosc zamaiast pomaranczu.
a dzisiaj minal rok. rok moj i ka. nie wiem co pisac bo jestem szczesliwa
a zreszta, co bede pisac, ide swietowac, przyjmowac kwiaty i drogie prezenty ;)
od kiedy cię poznałam koty nie uciekają przed mną
to dobry znak
i przestały pękać cienkie wafle luster
w sklepach z sukienkami do których zaglądam
coraz częściej zachodzimy do sklepów
z ciągiem kabin przymierzalni, z wiatrakami podwieszonymi wysoko
nad naszymi głowami, przebieram się
a ty palcami przybijasz wiosenne sukienki do moich pleców i niżej
kochamy się jakby trzęsienie pamięci, jakby taniec włosów
w otwartym oknie pociągu, jakby ciąg kabin przymierzalni
to były pierścienie Saturna
nocą nasłuchujemy szelestu rajstop rzuconych na oparcie fotela,
w załamaniach wciąż wierci się skóra
a.tomaszewska
i nie zauwazylam nawet, a minal mi tu rok. troszke czasu to jednak jest.
a jutro, jutro bedzie jeszcze inna okazja do swietowania minionego roku. niebo wazniejsza i milsza. ale psst, dopiero jutro ;)
chcialabym byc znow dzieckiem i chora czekac w lozku na mame, az przyjdzie, siadzie obok i przylozy mi jedna reke do czola, druga do serca i powie, ze zabiera odemnie, do siebie wszystko co boli. ze juz wiecej nie bedzie. szkoda, ze tak daleko jestes mamo.
mloda mowi: wiesz, inna jestes. pytam wiec: czemu?? m: bo sie usmiechasz
w dodatku nie pije. nie pije wcale nic zero od poniedzialku. najdziwniejsza rzecza jest, ze za kazdym razem kiedy mysle o alkoholu, (a wiem, ze nie bo powiedzialam ze nie) to pije mleko. i o tyle to dziwnym, ze nigdy mleka jakos specjalnie nie pilam. wiem, ze potrafie wiec tak ma byc. narazie obiecalam sobie i doktorkowi (ah mam nowego doktorka pe, fajny facet) dwa tygodnie. wiem, ze potrafie, bo jak cos chce to moge i mam i tak musi byc. wczoraj tez bylam poza domem cale popoludnie i moge na palcach jednej reki policzyc ile razy mnie zmieszalo. ale to byly takie male mieszania i wcale nie az tak bardzo chcialam uciekac, tylko na chwile sie schowac, wiec to dobry, a wrecz bardzo dobry wynik.
ucze sie byc znowu milym czlowiekiem, a nie szczekajacym potworem mowie mlodej a ta smieje sie i mowi to ci zajmie. mloda kocham jak nikogo, no moze mame, bo jest tak fantastycznie dobrym czlowiekiem. i nie tak tylko po pwierzchni, ona po prostu jest dobra do kosci. pamietam, kiedy bylysmy mlodsze, zawsze patrzyla na mnie i chciala byc wlasnie taka jak ja. dzis to ja chcialabym byc taka jak ona. czas czas czas co? :)