tak mysle, i wychodzi mi, ze ja nie mam zupelnego pomyslu na zycie. ba, ja nie mam pomyslu na najblizszy wieczor, tydzien czy miesiac. ja wogle nie mam pomyslu na siebie. zerknij co robilam wczoraj, tydzien temu, co bede juto robic: kanapa,papieros,moze komp, moze ksiazka, moze napewno nieciekawosc.
nie moge dojsc do tego kiedy przeslimaczylam sie z osoby u ktorej weekendowe imprezy zaczynaly sie w czwartek a konczyly we wtorek, dwie godziny snu na dobe to az nadto, z ogromem znajomych, imprez, w ta zas(n)iedziala na kanapie, przewaznie w pizamie i z winem w reku, metna, nudna, nietakmialobyc panne. a najgorsze jest to, ze nie robie nic by to zmienic. dobrze mi tak. wygodnie. bezpiecznie.
nie powiem, z jednej strony, takie imprezowanie mi sie zwyczajnie znudzilo. ilez mozna chodzic w te same kluby, ogladac tak samo wijace sie laski i sluchac tych samych metnych pick-up lines, tak samo dac sie poderwac badz nie dac sie poderwac, tak samo zmieniac zdanie co raz i znow. ale to nie znaczy, ze odrazu trzeba wskoczyc na kanape i na niej zapuscic korzenie az po same chiny.
najbardziej boje sie, ze ka sie znudzi. ze predzej czy pozniej otworzy oczy i stwierdzi, ze o w pizdu, ja tu zycie przespie!
i suck
***
pitu,pitu
***
wilgotnosc powietrza osiagnela poziom, przy ktorym oddychanie staje sie prawie-niemozliwe.