szkola we wtorek juz juz i z dnia na dzien coraz bardziej sie denerwuje. pocieszam sie, ze ataki paniki zamknely w klatce biale kulki ale to bedzie dopiero test jej wytrzymalosci. oho na sama mysl czuje lekkie zawirowania. to nie jest dobry znak. mowie sobie, to tylko ludzie glupia, tylko ludzie. przeciez to nic nic, bedzie jakos.
odrywam sie i mysle o projekcie lustro. szkielka, klej i cement juz mam, koszt ok $60, plyty beda ok $20, lustroszklo jeszcze blizej niesprecyzowane ale raczej nieduzo, przyciecie i sklejenie to juz zalatwi sie u rodzicow ka czyli $0. koniec koncow nawet jezeli wyjdzie stowa to i tak o dwie taniej niz kupione.
nie nie potrafie nie wydawac pieniedzy. nawet pomimo faktu ze ich nie mam, mam za to dlugi i rachunkow po niebo. to wszystko nic bo zakupy i jedzenie to najlepszy uspokajacz i uszczesciarz. i to i to robie kompuslywnie i koszmarnie sie czuje majac poczucie glodu w zoladku czy w portfelu. choc kupowanie duzo przycielam od czasu kiedy jestem z ka, staram sie bardzo i on mi przypomina kochanie ale czy to ci naprawde potrzebne? nie. no to..? a szesc kola dlugu na kartach kredytowych tylko mruzy do mnie oczko i przypomina sie co miesiac tlustym drukiem.
zbliza sie dla mnie czas dobry i szczesliwy, bo remont. nei ma wiekszego znaczenia co kupie sam fakt kupowania daje uczucie eufori. nawet jesli sa ta plytki, zlew czy kibel. zakupy to zakupy.
ahoj.