deszcz pada a zycie mi sie wije. robi sie z niego taki yeahbunny warkocz pomylek. bas olal nasza kolacje w piatek - jak to mnie zabolalo. moglysmy sie czasem nie widziec qpe czasu, miesiac ze soba nie gadac, ale nasza kolacja zawsze byla bez wymowek. w sobote zadzwonila i wydzierajac sie w sluchawke, stwierdzila, ze przeciez mi mowila, ze nie da rady bo g. mial urodziny. $%^$^% &^%^$%#%$^%$^* dzwonila potem w niedziele i wczoraj ale nie mam ochoty rozmawiac. nie chce mi sie sluchac jak zwala wine na mnie. chyba najwyzsza pora dac sobie spokoj.
sobote i niedziele spedzilysmy z m. u chlopakow. fajnie bylo. zaprzyjaznilysmy sie z siostra p. zostala oficjalnym czlonkiem trojcy swietej. tylko musimy jej palec u nogi wydluzyc bo sie narazie nie zgadza (dluga historia..)
poza tym.. poza tym jeszcze inny moj kumpel sie na mnie pogniewal. szkoda - ale to (chyba) nie moja wina (chociaz ostanio wszystko okazuje sie byc moja wina). tyle czasu, tyle czasu sie staralam niepotrzebnie. cos jednak pomoglo mi otworzyc oczy i poszlam sobie dalej. a teraz nie rozumiem juz nic. i chyba nawet nie chce. jeszcze by sie jeszcze bardziej zagmatwalo wszystko.
miales byc wczoraj,
a przeciez juz nastepna noc
sie konczy i dalej
(nie ma cie)
znajduje resztki wtedy
w poduszce- zolte wlokienka
najlepiej przechowuja zapach i smak
trzy seriale, reklamy, wiadomosci
i dalej
na twojej koszuli wezel
(nie, nie wypomne ci tego)
*
jutro mam isc z m. do jakies knajpy z ludzmi z jej pracy. nie wiem czy chce. ale pojde, bo prosila. no i dalej szukam zielonych pomidorow..