31 stycznia 2005, 22:28
/język jest do zabawy/
tak wiec,
odpalam przerdzewiale, zasniedziale silniki, lewarek powoli na D, noga schodzi z hamulca i
ide do szkoly.
uhu.
zapisy na semestr wiosenny wprawdzie do 18stego, ale przezornie sa jeszcze pozne zapisy czyli cos w sam raz dla mnie. po pracy ide wybrac klasy i spotkac z doradca. z tego co na necie widac wieczorne klasy zaczynaja sie o 6pm czyli w sam raz. administracja biznesowa na ogien pierwszy, a jesli uda sie dobrze grafik poskladac to i addiction studies w miedzy czasie. pierwsze dla pracy drugie dla siebie.
.niedowierzam.
(moc poskladac. nawet nie w jedna, w sto nawet. byle jakichs. bo w tym wyspisku, rozsypisku uczucslowmysliwspomnien, tu sie gupie, grzazne po uszy, usta i oczy. nie ma kierunku ani wspolrzednych. obiekt znikl z radaru. martwa cisza. wydostac sie i z siebie bip bip i o jest!, jest! tam prawie na krancu. przemieszcza sie ku calosci.)
nie dosc ze jest kurwesko zimno, wietrzno i ogolnie pizdzi strasznie to jeszcze w pracy znowu padlo ogrzewanie i caly budynek siedzi skulony gotowy przytulic chocby komputer dla odrobiny ciepla. ja odpalilam swieczke, ktora pomimo uludy ze jest troche cieplej nie daje nic. ale jest uluda.tajger zas, zlozony grypa, lezy w cieplym mieszkaniu, pod ciepla koldra, z cieplym laptopem na kolanach. niektorzy maja dobrze, niektorzy maja naodwrot.
w piatek whiskacz z tajgrem, w sobote tequila und whiskacz z tajgrem i ukaszim w niedziele szampian z tajgrem
weekend
w piatek spokojnie we dwoje i flaszka. tzn spokojnie tak na niby bo we mnie sie gotowalo i bulgotalo zeby tylko zeby juz juz
i po czwartej szklance z lodem i dwoch lufkach rzeczywiscie zrobilo mi sie spokojnie. nawet ba, nawet duzo bardziej. zrobila mi sie nagle jakas cicha_noc_swieta_noc w srodku i wszystko wydalo sie byc na swoim miejscu. idealnie dopasowane. doszlam do wniosku, ze dobrze jest dobrze sie czuc. i zasnelam.
w sobote po pracy przybyl urodzinowy ukaszi i po pol godzinie moich blagan, obdarowaniu prezentem w postaci zarobaczonej tequili, swieczki w slonie i czekoladki giganta, w trojke wyruszylismy na poszukiwania czegos czym mozna by po sniegu zjezdzac. po prawie godzinie i pieciu roznych 'martach, sie udalo. w miedzy czasie snieg i wiatr systematycznie rosly w sile w miare spadania temperatury. pietnascie minut zapierdalania do parku, pod gorke, jeden zjazd i w tyl zwrot idziemy do domu. fajnie bylo. potem urodzinowa tequila, tort, whiskacz i ide od was bo nudni jestescie.
niedziela nijaka jak to niedziela. kolo 9 ukaszi und tajger pojechali na jakis jarmark czy pchli targ a ja spokojnie drzemnelam do poludnia. po sniadaniu ukaszi w dom a my z racji braku pomyslu i kanapy do nowego mieszkania, na drugi koniec miasta - do ikei. i tu sie niespodziajnelismy bo kupilismy sobie kanape. szaroniebieska skora. 50% znizki bo na kartce pisalo ze zbrudzona. po okolo pol godzinnej analizie znalezlismy kropke zrobiona dlugopisem z tylu oparcia. nic wiecej. nic. no to kupilismy. (nie bylo by to dziwnym, tyle ze piec minut wczesniej ogladalismy taka sama kanape po normalnej cenie i juz juz mielismy ja kupic. ale jeszcze sie przejdziemy..) ha. kupic to jedno ale zatachac do domu to drugie. po przedzwonieniu brata, szwagra, kumpla zostalismy sami sobie. stwierdzilam ze sie upchnie w jeepa, tajgru do pomyslu podszedl z duza dawka sceptyzmu ale dal sie namowic zeby sprobowac. pietnascie minut pozniej bylismy w drodze do domu. z kanapa za plecami. w domu szampan, jeszcze ostatnia resztka sylwestrowych zapsow, i kanapki z kurczakiem. potem ciezka rozmowa o uczuciach i takimtam. ka zasnal ja wzielam kulke na spanie i zanim jeszcze zdazyla mnie sieknac doczytala gnoj kuczoka. calkiem calkiem.
tydzien mija bezplciowo i mialko jak co. wczoraj dwie i pol godziny poslizgu do pracy, dzisiaj tylko godzina. szef wkurwiony ja calkiem gdzies w krainie mam to w dupie wiec daj mi spokoj. a poza tym,
szef rozwalil telefon i wpadl dzisiaj rano zebym mu moj na godzine dala bo cos musi zalatwic. wraca i mowi ze jakas babka do mnie dzwonila. odzwniam wiec na numer a tu babka mowi ze znalazla moje dane na hotjobs i czy szukam pracy i dlaczego i ile kasy itakdalej. wiec jej mowie co i jak, ze tu mam daleko itakdalej. a ona na to zebym jej resume rzucila na emalie bo potrzebuja kogos a biuro maja doslownie na rzut beretem ode mnie. weic wyslalam. sie zobaczy co z tego wyrosnie.
ta notka jak czas - mialka, nudna i o kant rozbic. ale fenkju za uwagie.
tak dobrze bylo ja uslyszec. bardzo.
a dzisiaj, po pieciu dniach nie_picia, bicia piescia w szafke z alkoholem i plakania, przemagania sie, walki, nadszedl weekend.
whiskacz z lodem.
wiec jednak racje mial pan psychiater i pani psychologier, nie pije bo chce, pije bo musze. huh.
ale i tak i tak i tak. jestem z siebie dumna i moge sie poklepac po ramieniu. nie pilam cale 4 dni. przemoglam sie i moglam.
juz kiedys pisalam, ze sa ludzie ktorych mozna latami nie widziec i nei slyszec ale wystarczy tylko uslyszec proste halo po drugiej stronie, zeby czas stracil jakakolwiek wartosc i tak naprawde to tylko wczoraj pilismy to piwo. bo tak naprawde to pomimo wszystkiego co bylo przez i pomiedzy tamtym a tym czasem tak naprawde nic sie nei zmienilysmy dla siebie. cieplo rozchodzi sie od uszu. to ten glos.
krakow, w czerwcu koniec studiowania , przeprowadzka do hiszpanii, moze slub, nadal duzo pali i nadal mowi po swojemu kuurwa no, moze zajedzie i tu zima, tyle wszystkiego, ze
dobrze miec w swoim zyciu takie glosy.
od psychiatra we wtorek wyszlam z dwumiesiecznym zapasem 30stek lexapro i recepta na 15stke mirtazapine. nowa kulka jest na spanie, gdyz od jakiegos czasu powoli wracala dawna rutyna, gdzie klade sie do lozka o 10-11pm a zasypiam miedzy 2 a 5 rano. poza tym, (per pan psychiater) samo lexapro wydaje sie nie dawac sobie rady, wiec dostal sprzymierzenca. wyszlam od niego sciskajac w dloni ten kawalek papieru jak gdyby byl to co najmniej miliardowy lotek (this is the part of me that believes in heaven)
po pracy szybko do domu zjesc i na terapie. no i tu sie zadziwilam, gdyz po ponad pol roku mielenia jezorem w koncu peklam i sie rozbeczalam. ale po co to tu, nie?
(nowa kulka dziala jak grom z nieba, biore i do godziny chcac-nie chcac musze sie polozyc, powieki jak kamienie,w glowie wiruje wszystko, cialo zupelnie opada z sil i (per ka) chodze zataczajac sie jak urzniety bobr. dobrze jest)
wierze w pachnace wanilia swieczki
trzaska w glowie od tego kurwnego zimna. nawet na fajke wyjsc nie idze bo trzask prask wszystko w czlowieku zmarza i az stach sie poruszyc by nie peknac na male ostre kawalki. a potem stopniec tak w poludniowym leniwym sloncu jak kubki z dunkin donuts (one topnieja, przysiegam, przyuwazylam dwa takie co w tydzien sie rozmyly na male zwijki papieru a potem w nic) tak nie chce skonczyc. jeszcze troche.
dzwonie do psychiatera i pytam czy mam na dzisiaj umowione czy na nastepny poniedzielek. mila ruska pani mowi, ale pani wogle nie umowiona pani nie ma na doktora schedule. jak kurwa nie ma jak co miesiac od roku jestem i mnie nei ma. jak sie umawiam zawsze nim jeszcze zdaze zaplacic. mowie pani, pani ja mam trzy kulki biale trzy to bedzie jeden dzien wiec pani mnie wcisnie na jutro i bedzie milo. wcisnela na 1:15 teraz jeszcze z pracy sie urwac na to pol godziny i bedzie. byc musi.
wiec jutro bedzie psychiater i psychologier w jeden dzien. ah chyba pekne z tego leczenia i ich gadania i mojego narzekania i ich rad i moich kasliwych usmiechow i ich spojrzen z nad okolarow i mojego ciagle myslenia kurwiu palic mi sie chce palic mi sie chce. dowidzenia bede za tydzien. tak tak uwazam na siebie i zadzwonie jesli mi odbije. tak tak.
rano w pracy ogrzewanie padlo i dobrze ze z domu swieczke zwinelam to przynajmniej dlonie sobie nad nia grzalam. pisalam emalie do pewnej pani i dlonie nad swieczke i znowu w emalie i znowu nad swieczke. opalilam sobie wlosy na rekach po lokcie. mam teraz seksowna gladka przysmazona skore. cudnam.
muoda przyslala zdjecia ze swiat, tyna w ubraniu mikolaja, moja piekna. muoda szczuplutka jak zawsze, mama rozesmiana ze tymi swoimi smutnymi oczami jak zawsze, dom taki sam, jak zawsze.wszystko jak zawsze, tylko ja ani tu ani tam ani nawet posrodku. calkiem wypadnieta.
will you be my friend? sms wczoraj wieczorem z kierunkowym z filipin. co? sure, why not. o 2giej w nocy odpowiedz: hello my friend. hello.
tiger, me & whiskey
the perfect relationship
wkurwiam sie na ka o wszystko. rzucam skrojonymi pomidorami i bulkami z serkiem po kuchni a on ciagle pyta ale o co ci chodzi?!
jak mowie zostaw to zostaw
wiec potrafie wsciekla na niego isc spac i miec koszmary i on ma chyba tez bo szarpie sie i rzuca. i taka wsciekla jestem, ze mowie sobie obiecuje, ze tydzien sie nie odezwe, ze tym razem nie popuszcze poki zlotej gory mi nei przyniesie na kolanach i w zebach. ale wystarczy rano, kiedy wychodzi i daje mi buzi, zeby splynelo wszystko jakgdyby nigdy nic. bo zaraz mysle,ze nie daj boze niech mu sie cos stanie przez ten dzien, niech sie stanie to przeciez nigdy sobie nie wybacze, ze bylam na niego zla. i kiedy tak mysle, ze cos by sie mu moglo stac to to wszystko co czasem powie glupiego to kazde uklucie ktore czasem potrafi tak pod same zebra zadac, to wszystko staje sie takim bardzo malo waznym.
ale tylko do czasu az wrocimy z pracy i znowu porusza mi nerwami.
kupilam sobie wczoraj 20 funtowa skrzynke pomaranczy, prawie 1.5 metra dluga poduszke jak i butelke srednio-niskiej klasy wloskiego wina.
jestem zupelnie bez konca i poczatku. nie wiem o co mi a ty wiesz o co ci?