Archiwum lipiec 2004


It always seemed enticing to be naked and...
Autor: diable
31 lipca 2004, 18:36

but people change. i lost my edge a while ago and can't even recall when. but at some point it did happen, like all shit happens.

k brings me to earth. he's earthy, i could say. i'm not. it's hard for me to follow a set path. i need my clifs, rivers and black holes. i need to go out, get stoned with some strangers and lay down on a grass looking at nightsky talking about how awsome it is to have five fingers. i need to come home, get high and dance while listening to some frech chick singing and drinking vine. i need a whole lot more. but without having to ask for permission. it just takes most out of it. i am my own person. and im used to deciding & doing crap without anyones supervission. it hard.i do understand, that a relationship means compromise. and i wouldn't do anything to lose what we have right now, cuz i do believe he is the best thing i've got in this life. it's just, sometimes i don't think he understands how much those things mean to me, how much i need it to stay sane.

Bez tytułu
Autor: diable
31 lipca 2004, 05:02

swierzo wykapana, komp na kolanach, nogi na stoliku, cisza, ka pojechal (w koncu) po tego szampana. spokoj.

pol godziny temu usiadlam zeby cos napisac i wlasciwie bylo zupelne przeciwienstwo tego powyzej. ale ze mna tak jest.

albo jest dobrze albo jest zle. nie ma posrodku. nie ma ok. jest biale albo czarne.dobre albo zle. wte albo wewte. doktor a mowi ze to niedobrze, ze powinnam oduczyc sie takich drastycznych skokow. ale nie moge zyc na pol gwizdka. albo biegne az brak tchu albo leze i zdycham. nie potrafie spacerowac.

ide. szampan stygnie. barabaranoc.

words dissemble. words be quick. words resemble...
Autor: diable
29 lipca 2004, 19:11

ostanio meczy mnie pisanie. mam sto miliardow mysli na sekunde i nie mogac ich pomiescic w glowie wylewam je tu.

ka zmienia prace i dobrze, chociaz duzy stres.

ja co dzien zmieniam zdanie, i nei dobrze, bo mnie to wkurwia.

nie mam sie gdzie podziac. nie mam sie gdzie ukryc. tak dupnie potrzebuje samotnosci. spokoju. nie chce mi sie rozmawiac, usmiechac, sluchac, doradzac, pitu pitu o niczym. choc wszystko takie wazne.

mysle o dalekim, co tam u niego, jak sie mu uklada. ten czlowiek nadal mnie fascynuje. szkoda ze wyjechal. szkoda tez ze pozwolil by dragi go tak zeszmacily. ale kazdy ma swoje hobby.

chcialabym wrocic do pisania. niewychodzi. moze dlatego, ze nei probuje? prawdopodobnie.

najlepiej rozmawia sei z nalepkami smiley face. punkt ot optymistyczne podejscie do sprawy.

castles made of sand fall in the sea. eventually....
Autor: diable
29 lipca 2004, 01:44

nie ma to jak byc kobieta, i co miesiac przechodzic owulacje, okresy, peemesy i chuj wi co jeszcze. skreca mnie na wszystkie kierunki.

z przyjemniejszej nuty, trzeci dzien uspokojaczy a efekty widoczne.

mowie ka: mam ochote na kole.. co myslisz?

ochujalas?!?

nie zebym sie nei spodziewala, ale sprobowac warto.

(mam ochote wyjechac gdzies na weekend, ja, karton fajek, 2 butelki szampana, troche palenia, troche muzyki i duzo koli.  dwa dni nie jesc nie spac tylko wssysac w siebie to wszystko. a potem wstac i wyskoczyc z okna)

that could actually be interesting

and you may go, but I know you won't leave...
Autor: diable
27 lipca 2004, 17:29

za zaleceniem doktora pe, wrocilam na uspokojacze. antydepresanty pozostawione same sobie, nie dawaly rady.

ja nie dawalam rady. uspokojacze przyjemnie otumaniaja. patrze na wszystko spod wpol przymknietych powiek. czuje sie kocio, mam ochote drzemac, byc glaskana, mruczec i przeciagac sie leniwie.

po zejsciu z nich, wpadlam w jakis letarg. nie czulam nei myslalam. wrocily mysli o tym, ze nie istnieje, ze jestem wytworem czyjejs wyobrazni, i ze cale moje zyice to czyjas zabawa w lalki.

chujowo tak nagle wyrwac sie z wiru, w ktorym cale zycie machalo sie na oslep rekami zeby przezyc, a znalezc sie na brzegu. przyzwyczejenie machania rekami i wstrzymywania powietrza pozostaje, tyle ze okazuje sie nie potrzebnym a wrecz szkodliwym bo mozna siniakow nazbierac walac o kamienie. wiec siedze na tym brzegu, i co raz przychodzi; o kurwa zaraz utone wiec macham macham szarpie sie az otworze oczy i przypomne sobie, ze debilu na brzegu siedzisz. to co mam robic? nie iwem jak sie zyje na brzegu. brzeg zaczyna byc nudny. i mam ochote wskoczyc do wody.

zeby poczuc. upewnic sie, ze napewno jestem.

jedyne co potrafi mnie przekonac do tego, ze istnieje naprawde, jest bol. terapeutka mowi: podejdz do kogos na ulicy i spytaj jaki dzisiaj dzien? ze niby to ma mnie przekonac ze istnieje? przeciez ta osoba moze byc tak samo zmyslona jak ja. . mowie jej wiec, ze moge sobie wyrywac wlosy, wtedy wiem, tak, istnieje bo odczuwam bol. moge sie gryzc do krwi, wtedy wiem, tak, istnieje bo odczuwam bol. moge moge moge..

***

podnosi mi cisnienie kiedy zaczynam myslec. wszystko podchodzi mi do gardla a w glowie robi sie straszny huk. no panic attacks allowed. przeciez sie lecze. przeciez jest lepiej. przeciez ja kurwa nie wiem juz nic. juz nic ze mnie nie zostalo. zastanawiam sie czy ta choroba zabila we mnie wszystko czym kiedys bylam a jesli nie to gdzie to jest? gdzie ja jestem? bo w tym momenci, nie znam siebie. nie mam najmniejszego pojecia kim jestem i jaka jestem. nie wiem nic oprocz tego ze chcialabym isc do domu, zamknac sie w pokoju, wziasc koldre i przeczekac pod nia zycie, w szafie.

w szafie jest moja twierdza. nie musze jesc, nie musze spac, nie musze pic, nie musze nawet oddychac, chce zebym tylko przestala sie rozpadac, zeby ktokolwiek sie mna bawi przestal juz i rzucil to wszystko.

eutanazja dla marionetki, podetnijcie mi sznurki.  

Bez tytułu
Autor: diable
26 lipca 2004, 22:05

chce, wiec mam - jakie to proste

Bez tytułu
Autor: diable
26 lipca 2004, 04:42

drink, smoke, joint. drink, smoke, joint. drink, smoke, joint.
wypadlam z gry po polnocy.  do polnocy jednak, noc byla calkiem przyjemna. bas, czyli fajnie i przyjemnie, tez sobie zapale & rozmowy swierzo po slubie. mloda & tawnya; malzenstwo pozniej, dzieci, zdrady & ladna cera. mag, idziemyzapalicidziemyzapalic, gdzie ten film (*). bet; house, 50c, piwapiwapiwa & ale tutaj koty sa inaczej wychowane. ag, spokojna niesokojna. jol, nie pije nie pale nie rozmawiam bo bawie sie z kotem.

ka wrocil do domu troche po mnie i napewno w troche ciezszym stanie. martwilam sie o niego, ze poszedl sam, ze laski, ze picie, ze cos glupiego. no ale jak sie nei ma o co martwic, martwi sie o byle co.

(* film stworzony przez mag & tawnya'e, o homiku i swince, ktorzy powstaja z martwych i mszcza sie na swoich oprawcach)

Bez tytułu
Autor: diable
24 lipca 2004, 18:19

mam paczke fajek przed soba a nie mam zapalniczki
mam duzo czasu a nie mam ochoty
chcialabym a nie mam kasy
boli a nie mam proszka
nie chce mi sie a musze
nie musze ale sobie mowie
mowie sobie a i tak nie wierze
nie weirze a i dalej sciemniam

***

sms od mag : r u ready for bitch fest 2004?!

bring it

Bez tytułu
Autor: diable
24 lipca 2004, 05:29

10:11

boli mnie brzuch, ze nie moge sie ruszyc. ka pojechal odwiezc mloda do pracy. ja siedze i czytam archiwalne fanaberie. dziwnym naprawde, jak moze wciagnac czyjes zycie, emocje, uczucia.

przejrzalam tez po powierzchni moje, i jedyne co pozostaje to jakies zmieszane uczucie nierealnosci. czytam i zastanawiam sie czy bylo tak naprawde bylo czy zdarzylo sie to tylko w mojej glowie?  i pomimo, ze wiem ze tak wlasnie bylo, ciezko jest mi sie z niektorymi wydarzeniami utorzsamic. zaluje czasem, ze wczesniej nei zaczelam pisac. ciekawa jestem swojej reakjcji teraz, na siebie dwa, trzy lata temu.

za duzo pale, racja, ale coz poradzic, takie hobby.

belief, widze, ze wrocilas; jak bylo?

dobrejspokojnejnocy wam.

sat,mag's place,bring alco,got pot,call if...
Autor: diable
23 lipca 2004, 22:09

pogoda dzisiaj troche zelzala. jest wiosennie.

jutro wyrywam korzenie z kanapy i robimy kobiecy wieczor u mag. sama zainicjowalam (ohoho) i, o dziwo, kazda jakos znalazla czas (rzadkosc)

mag: we can do my house.i mis u my ho.we got2 do sat
bet: i co z girls nite? sat? be there.
bas: bede
& more

qe?: mrau

pure refreshment