Archiwum październik 2006


we're all made in china
Autor: diable
03 października 2006, 04:40

 

zrobila sie burza. po drzwiach balkonowych plyna scierzynki deszczu a w winapie when a blind man cries, czyli historia mego zycia; kicz. nie jestesmy razem ale nei jestesmy osobno. a mloda i ksiezniczka wyjechaly i plamalo mnie. niby latwiej powinno byc co raz, nie. a nie jest. jest kurwa gorzej i ciezej. nie mam puenty.

 

05-11-06 12:04p

zemdlal w ramionach zony

 

03-11-06 10:34a

9 grudnia jestem w domu.

 

31-10-06 3:21p

wbijam swoje nazwisko do stanowej bazy wieziennej (?) i znajduje zdjecie wujka. wujek wujek co tam robisz?

 

30-10-06 3:58p

diler wyszedl z wiezienia.

nie potrafie pisac o niczym waznym a przeciez to takie wazne

 

19-10-06 9:43a

nic.

o 2 sad, i nie wiem czy naprawde tak malo mnie to rusza czy oto mam medalowe osiagniecie w samooszukiwaniu.

zapominamy z mag o urodzinach bas. ja zapomnialam. ja co najglosniej placze o takie rzeczy przegapilam. kupujemy jej kwiaty i dwie herbaty z miodem. potem jemy makaron z jednego talerza i salate z jednej miski. siedizmy i odstajemy od towarzystwa, ratuje nas tylko mag swoim biznes woman image. momentami czuje sie osaczona przez blond pasemka wokol slodko rozowych ust okupujace cale pomieszczenie. ale nawet najmniej ciekawe miejsca maja to do siebie, ze tak naprawde nie sa wazne, wazne z kim stykam sie widelcem w walce o grzybka w makaronie, kto poprawia mi roztrzepane wlosy, kto gladzi po ramieniu kiedy z emocjami o czyms rozprawiam.

a ka, a ka. a ka. dziwniej jest niz moglabym kiedykolwiek sie spodziewac. w zyciu bym tak pokreconej historii nie wymyslila. nie narzekam bo nie do konca rozumiem sytuacje wiec ciezko ja ocenic. a poza tym, znowu poszla mi opona na autostradzie i znowu pada="FONT-SIZE: 7.5pt; FONT-FAMILY: .

 

07-10-06 7:19p

bosy mowi,ze to na szczescie wiec na szczescie niech bedzie.

szef z urlopu na florydzie polecial w polandie na pogrzeb mamy. drugi tydzien trzymam ten burdel w swoich rekach. nieprzygotowana zupelnie. idzie jak idzie, czyli idzie. nie ma rzeczy neimozliwych.
mloda sie  troche lamie, a ksiezniczka prosi o przyslanie kasztanow ale przekupuje ja obietnica piorek. skad ja kasztany?  mama tez nie zadobrze. menopauza to dopiero rozrywka.
ka wogle odbil o 111 stopni. odbilo mu tez przy tym. czyta o wszystkim, otwiera oczy i mowi: wybacz, ja dopiero teraz rozumiem. wybacz srybacz to nie o to chodzi.
i gotuje, uczy sie i wcale nie zeby zle mu szlo. i myje gary tez, za soba i za mna.
jeremiemu stanal samochod, na rogu state & illinois w stanie illinois. tak tak glupie. mag dzwoni: chodz ze mna pojedz, pomozemy mu. pojade oczywiscie. ubieram sie a w miedzy czasie samochod zmienia zdanie. rozbieram sie i co. guzik. odpada z mojej nowej do ulubienia koszuli po prawie kolano. cos sie naprawilo cos musialo sie zepsuc.

07-10-06 7:19p

rano narobil na mnie ptak. czy to tez jakis znak? 

05-10-06 9:06p

nobody loves me, yes, we've heard it all before..

boje sie. najbardziej sie boje tego ze sie boje, ze bede sie bac. to wlasciwie zajmuje mi glowe w wiekszosci; unikanie sytuacji gdzie bede, unikanie myslenia ktore spowoduje ze bede (..)
wlasciwei nie wiem po co tu przyszlam.
duzo sie dzieje choc nie dzieje si enic. choc moze wlasciwie sie dzieje tylko ze strachu przed odczuwaniem wmawiam sobie ze sie nie dzieje?
mloda wyjechala, i ksiezniczka wyjechala. rozstalam sie z nim, nie jestesmy razem ale nie jestesmy osobno. dluzsza historia. ojciec sie martwi a pietro pode mna kupuje mieszkanie syn jego drugiej pani, doslownie; mieszkanie jak odlal pod naszym. mloda sie rozwodzi ojciec jednak nie. w poniedzialek jak nie zawialo, to zwialo pol drzew w okolicy. i slupow, pradu nie mielismy do dzisiaj. mag miala odlozyc przyszloroczny slub ale chyba sie ponaprawiali. kot jest gruby i duzo wiecej miauczy, boje sie momentu w ktorym uznam to miauczenie za rozmowe i zaczne go dokladnie rozumiec. narazie sie ograniczam.
tesknie, boli mnie, meczy strasznie. boli brak i ze nie moge zrobic nic by pomoc. moge tylko sluchac przez kable . i bolec, ze nie moe zrobic nic, tak zupelnie nic. nie moge naprawic jej swiata, choc nawet jak bym chciala. 
tesknie za mama, i nie wiem co robic ze swoim zyciem. wracac juz, teraz zaraz czy uszczesliwic ambicje swoje jak i ojca. czyli szkola. albo zostac w bezruchu bezpiecznym.

boje sie tez, najbardziej tego ze wcale nie bedzie inaczej. ze nie bedzie lepiej. ze rozczaruje sie tam jak rozczarowywuje sie na wszystkim. bo nic nigdy nie jest wystarczajaco dobre.
zbilam dzisiaj ulubiony kieliszek. wlasciwie to zbilam ulubiony przed przedwczoraj ale ten byl jego nastepca. i tez go zbilam. zbilam tez lufke ale ta akurat nie byla ulubiona, ta akurat byla jedna z wielu. przezywam takie rzeczy, dzis pamietam jak ksiezniczka zbila moj ulubiony kubek, jak dzis, a to musialo byc pol roku. mam ulubione kieliszki, kubki i lufki. to moglaby byc jakas wskazowka ale z kawa nie mam problemow, wlasciwie wogle nei pije. podnosi cisnienie a cisnienie sprzyja..? no wlasnie. wiec sie zamykam w kolo i ide. dobrej i malo myslacej.

we're all made in china.

aha
ale w kubkach robie sobie mieszance, wiec moze jednak