13 lipca 2004, 18:06
mam wrazenie, ze nie ma we mnie nic. przelotne odczucia przyjmuje jako istniejace gdzies z boku, poza mna. jedyne co zdaje sie przynosic zadowolenie, to kiedy ka mnie glaszcze. zamykam wtedy oczy i strasznie marze zeby byc kotem. i mruczec. prrrrrr..stroszyc futerko, ostrzyc pazury o kanape, prychac co raz.
i tylko tyle. poza tym pusto we mnie ze az echo sie nosi. i nie rozumiem. bo przez chwile czulam sie lepiej. i teraz w sumie tez jest lepiej, bo nie jest zle. ale czy nijak mozna nazwac lepiej?
a moze tesknie za moimi skokami na druga stone? mental meltdowns. to bylo takie urozmaicenie. odrywalam sie i lecialam daleko daleko w dol, spadalam i wspinalam sie spowrotem, zeby znow. a teraz? teraz siedze na tej plaszczysnie, ledwo jakies pagorki widac, nic konkretnego. nawet potknac sie za bardzo nie ma o co. nudze sie.
pojechalabym na wakacje.