10 lipca 2004, 22:39
ale mi zrobila babka burze wnetrznosci. caly czas mysle, czemu ja wczesniej nie poszlam na terapie? jest rozpierdalajaco, ze tak ladnie to ujme. ide sie poukladac troche.
w srodku caly czas krzyk: ni ma chuja nie bedzie mi ich zal!
nie wiem juz co myslec, wiec staram sie nei myslec wcale.
8:34
czuje sie przezuta i wypluta. zupelne zmeczenie bez powodu, nic dzisiaj nei zrobilam (fizycznie)
zaraz zjedzie sie reszta i bedzie wodka i piwo i smiech i glosno. upije sie, pojde spac i wstane z kacem. rano do michigan na plaze. nic nie budzi najmniejszych emocji. czuje sie jak robot: co mi powiedza to zrobie.
zeszlam calkiem z uspokajaczy i czuje sie chujowo. dziwne tylko, zamiast przyplywu energii mam jej mniej. za to co raz niepokoj.
czego ja chce? czego szukam? gdzie jest to czego szukam?
brakuje mi mamy. kroi sie, ze nie pojade jednak do pl na swieta i nie zobacze jej nastepny rok.
w tym momencie jedyna moja sila przyplywa od ka. spieram sie na jego kregoslupie, moj jak gabka.