Najnowsze wpisy, strona 59


ale nie jedz. co zola? co?
Autor: diable
23 sierpnia 2004, 20:11

kontroluje picie czyli nalej pol albo nie, ja juz dziekuje zamiast jest wodka? daj wodki!  doktor ania bardzo dumna w sobote

bzzz

pozegnalismy zole w sobote. kameralnie, milo, spokojnie. nawet palacy inaczej sie odgniewal, przywiozl mi kwiaty i przeprosil. wszystko fajnie, tylko niedobrze zostawiac swieczki na stole gdy ludzie duzo pija. rano wosk byl wszedzie, stol, szklanki, miseczki. i aprat braciaka ka. zola i palacy niedopuszczaja do siebie kaca pijac od switu a potem drapanie wosku (przypadlo palacemu jako, ze wina zostala jednoglosnie jemu przyznana). sniadanko, prezent pozegnalny i ogladanie fotek (zwlaszcza dwie, na jednej spiacy ka, durga spiaca ja, zrobily furore i szybciutko obie poszly w kosz)

swiecostol

potem zakupy w ikeii, ja:obraz z hydrantami (ala ms monroe warhol'a) do salonu, ka: z lodka do sypialni, posciel, krwisto czerwony dywanik do lazienki, dwa trojkatne mini talerzyki, obieraczka, plecak i (stluczony pozniej) wazon (na kwiaty ktorych ka mi nie kupuje, bo nie ma czasu, wiec i tak chyba nic straconego)

obiad u rodzicow ka i spimy na dworze, sepimy gwozdzie i miske fasolki.

w domu, ciezka praca z obrazami, nowa posciela i piciem windex'u (bacardi mix w kolorze jasno niebieskim). boli brzuch, jest cieplo i sennie.

stan cieplo i sennie utrzymuje sie do dzisiaj. dopiero pierwsza.

no i! szef wrocil, z hukiem, wrzaskiem i ogolnym podniesieniem natezenia decybeli w budynku. milo. dobrze, ze juz jest, niech krzyczy, rozwiazuje i ustawia po katach. ja mam za dobre serce. wole byc ta dobra. a i oferta zalozenia karty kredytowej na firme (z rocznym 0%) i przelania moich 5K dlugu na nia brzmi wiecej niz dobrze. dobry szef nigdy nie jest zly.

papierosy maja metliczny posmak wiec chyba bede chora. oslabienie i bol gardla tez tak cos wroza. przedokresowe skoki cisnienia wzbily sie na wyzyny w dzisiejszym popoludniowym korku w dom. tu wykopki drogowe, tam swiatla zjebane, tu jakis debil blokuje linie, mowiac krotko idzie sie zajebac. i juz, kiedy wydawalo sie, ze najgorsze za mna, ze juz tylko autostrada, zjazd i dom, jebniete nastepne swiatla, zaraz przed autostrada. korek na conajmniej mile, popoludniowe slonce spierajace sie na przedniej szybie i delikatnie, obejmujaca od piet po konce wlosow, kurwica. i juz kiedy myslalam, ze wyjde z samochodu i zaczne sie drzec i wyc (cos jak ten skradziony krzyk) zajezdza z boku koles z podrywem co taka piekna kobieta robi z takim swinstwem w dloni. pali mowie, na cos trzeba umrzec. ta glupia rozmowa o dupie maryni (znaczy sie raczej mojej) i chodz ze mna na kolacje, nie, a moze jednak? pozwolila jakos przetrwac, dojechac do zjazdu i z ulga wcisnac sie na autostrade. ta, na szczescie, w miare malo przytloczona wiec pedal to the metal i jedemy. ze stowki nei zeszlo (co jednak cudem o tej porze) i w domu raz dwa. na stacji szybka benzyna i cztery proszki wartosci tygodniowego opakowania zakupionego w normalnym sklepie. ale juz ani sil ani ochoty ani nerwow zmagac sie z motlochami. szybko jem, szybko proszki, szybko na kanape, pod kocyk, spac spac spac. ale sen nie chcial, wiec tylko leze leze leze i jest mi goraco i nie mam sil poprosic ka o wiatrak a on nie ma czasu pomyslec, ze moze jednak.

Bez tytułu
Autor: diable
20 sierpnia 2004, 16:53

w calym tym buynku (nieduzym swoja droga, 8 firm, jedno pietro) z niezrozumialego dla mnie powodu, polowa ludzi, i to raczej ta meska, uwaza mnie za osobe do ktorej zawsze mozna wpasc i zwierzyc sie z np: romansu z pania gosposia, zaspaniu do pracy bo uh ah noc byla taka goraca, siostrze alkohoiczce wystawiajacej rachunki za kolacje w swieto dziekczynienia, wyjzedzie do pl w 78 i ruchaniu jakiejs 18stki, sekretarce z przed pieciu lat ktora miala taaaakie piersi, tesciowej z alchaimerem dzwoniacej na policje bo lisc z siasiedniej dzialki wpadl do jej ogrodka (swoja droga jakze milo nazywanej that old bitch), romansach sekretarki z biura obok. sa rzeczy, ktore naprawde mnie nie obchodza, nie potrzebuje o nich wiedziec, wrecz wolalabym nie.widac, nie kazdy tak uwaza.

ciekawi mnie natomiast, dlaczego akurat do mnie leca z tym wszystkim. w pracy jestem dosyc prywatna osoba, w korytarzowych rozmowach ograniczam sie do dzien dobry, co slychac, milego dnia i znikam za swoimi drzwiami (ktore jako jedne z niewielu zawsza sa zamkniete) coz.

*

ka zastosowal moj system ostrzegawczy i wczraj na lodowce zauwazylam: kod czerwony, krzychu badz mily i subtelny. pojetny chlopak z tego mojego ka, nie powiem.

*

no i  udalo mi sie jednak zlapac kontakt z dalekim wczoraj. przez gg, przez kumpla, numer, telefon i wszystkiego naj. w szoku byl, ze pamietam, w jeszcze wiekszym, ze dzwonie. milo bylo uslyszec jego glos. krotka rozmowa, tak juz po odwyku, wymieniam zeby po sie praktrycznie rozpadly przez caly ten syf, pracuje, gram, wyjezdzam do anglii za miesiac, jest ok, nprawde fajnie ze dzwonisz. naprawde tez tak mysle.

mellon collie & the infinite sadness wisze...
Autor: diable
19 sierpnia 2004, 21:01

mellon collie & the infinite sadness wisze glowa z lozka naraz pale i pije herbate, z sufitu patrzy na mnie kurt i mruzy wypalone oko, ja mam tylko blizny i rozlana zupke chinska do pokazania, pisces iscariot i juz wiesz,ze trzeba powiedziec nie placz. wiec nie. idziemy na wino albo poczekamy az wino do nas samo. szyby jak gitary, rozpadaja sie z loskotem. nie ma ostatnich autobusow jak nie ma juz tej historii.

sa istnienia, kotrych mozna nie widziec i nie slyszec przez miesiace i lata. i oddzielic sie mozna tysiacami wydarzen,wrazen, drog, miast i kontynentow. i mozna nawet zapomniec na dlugo, ze sa.

wystarczy jednak dojrzec sie, doslyszec, usiasc i zaczac rozmowe by caly czas swiata zawirowal i nidgy nie bylo zadnej przerwy. jak gdybysmy wczoraj razem pili piwo przeciez. ale co u ciebie. i wiesz..

i mozna tak godzine badz minute tylko, bez znaczenia, bo w tej minucie zamknie sie cale opowiadanie, jak ksiega zycia. i w tej minucie w glowie zapala sie to swiatelko, ze tak, sa bratnie dusze, prawdziewe bratnie dusze, do kosci, do krwi. ktore wiedza, rozumieja i czuja. i nie trzeba az tylu slow. nie trzeba prawie wcale. swiadomosc tylko obecnosci, czy tu zaraz czy daleko. swiadomosc, ze jest kieszen w czyichs spodniach, ktora za piec lat bedzie taka sama ciepla, bezpieczna kieszenia przyjaciela jaka byla lata temu. kieszenia do ktorej zawsze mozna wsunac reke na mrozie, bez pytan czy tlumaczen a ona pamietac bedzie forme twojej dloni i idealnie do niej przylegnie.

bo wiesz, wiem. rozumiesz, rozumiem.

latwiej jest przegryzc rozpierdolona dynie...
Autor: diable
19 sierpnia 2004, 17:42

daleki; szczescia, radosci, slonca i weny; scisckscisk, telepatycznie sle, bo przeciez tego nie przeczytasz. i nei wracaj juz w te miejsca, nie daj sie. wyszedles wiec zostan. wierze w ciebie i te wiare tez telepatycznie sle. bo wiara czyni cuda, prawda.


*
zola wyjezdza w polowie przyszlego. wiec pozegnalna robimy w sobote u mnie. male, skromne i w kameralnym gronie chlansko.
*
mloda zdala wczoraj pisemna czesc testu na prawko. z jednym bledem. bestia z niej. jazda za tydzien, bo wczoraj sie juz nie zalapala. ale przynajmniej, z okazji, ze juz bylam na miejscu, wymienilam sobie plamane na cztery czesci prawko i zaplacilam przeterminowane od marca rejestracje.
*
mila rozmowa z mirem na gg. w bialce jak zawsze, nie zmienia sie nic, tylko ludzi ubywa a ci ktorzy zostaja powoli wymieraja psychicznie. taka wies, taki klimat mowie. taka wies, taki klimat.
*
w drodze do pracy wymysliam, system ostrzegawczy przed moimi przeokresowymi skokami cisnienia dla ka. bede jak dzordz dabolju busz i wprowadze system kolorow ostrzegawczych: pomaranczowy tydzien przed jako przygotuj sie, wzmoz czujnosc, nie wchodz w droge, nie wdawaj sie w glupie argumenty, obchodz sie ostroznie. a 3-4 dni przed wejdzie !code red! czyli: realne zagrozenie powaznym atakiem, badz gotowy do ucieczki, nie zblizaj sie, najlepiej wogle nie rozmawiaj tylko mow tak kochanie, tak slonce, tak, i juz napewno nie pytaj: ale co ci jest? (to jak nacisniecie tego guziczka: explode!). to jest dobry plan. mysle, ze oszczedzi nam wielu klotni. tzn mi oszczedzi wielu klotni, ka nie przepada jak juz mowilam. (pms is bitch. i tell ya..)
*
po trochu o wszystkim. taki dzien. taki czwartek. dobrze

(@)daleki, kiedys dawno, na skrawku serwetki, do dzis (i prawda i mam)

 

light is faster than sound
Autor: diable
18 sierpnia 2004, 15:57

[ten caly brak sensu, jest po to zeby sens pozostal w srodku. upuszczam sobie bzdury (kiedys to sie krew). wierze w lepiej]

czwarty dzien wakacji szefa. jest (nie zapesz, nie zapesz) wporzadku. zalatwiam, jezdze, krzycze kiedy trzeba, prosze ladnie kiedy inaczej nie da rady. no radze sobie przednio. narazie wszystko pod kontrola i bez wiekszych problemow. dzieki bogu za, w sumie, spokojny tydzien. ale przeciez i tak. przeciez zdolna bestia ze mnie ;)

przez nasze (mua&ka) relacje przechodzi za to burza. i to czego najbardziej sie boje czyli duzy huk i blyski. dobre buty do biegania zawsze trzymam gotowe. nie trzeba, nie trzeba. przejdziemy przez to i jeszcze przez wiele. tylko musze sie nauczyc, ze gotowosc ucieczki nie jest zadnym rozwiazaniem.

ksiezniczki zawsze odjezdzaja pierwsze - tego i tak nic nie zmieni. mam wyryte w glowie jak niewiare w siebie

monia dzisiaj dolatuje do londynu. zyje nadzieja, ze chociaz tam bedzie miala czestszy dostep do neta. zona moja cudna
no i
mloda dzisiaj prawdko zdaje! czesc pisemna napewno, jesli zdazy to i jazde. zobaczymy jaki ze mnie nauczyciel. wierze w nia.

[probuje pisac. wczoraj zamknelam sie w sypialni, wlazlam w szafe i bazgrolilam z pol godziny. jeden wielki bazgrol i bzdura. ale wazne, ze przynajmniej. ze tyle chociaz. poczatek. wierze w lepiej] 

a kiedys tez tak bede umiec, jak ta pani..

POETKA MARIONETKA (popr.)

omijam jakąś całość,
którędyś. Nie chce mi sie złożyć
w prostą historię z pointą
(o bajce już nawet nie wspomnę)

analogicznie puder nie lepi się
do truskawek. Skaczę coraz głębiej
między zdania. Zaczynam być
mianownikiem pod kreską,

która oddziela fonię od wizji.
"departures from bed" ktoś tak mówi
z uśmiechem. A ja kiepsko sypiam
i myślę w kropce. Być chociaż odłamkiem

Ula F.

historia o znikaniu
Autor: diable
17 sierpnia 2004, 16:10

podnosze sie i udaje ze nic nie slysze, nie widze, nie nie stalo sie nic

to wszystko pachnie mi konkretna nierealnoscia i lotem prosto w ta drobna, ostra kratke

a wszystko dzieje sie tylko w mojej glowie. nigdy niegdy nie powiedzialbys, ze moge byc czyms wiecej niz twarza i usmiechem. ze tam jest wiecej i calkiem inaczej. dobry kamuflaz to podstawa przetrwania a mi szelesci i szemrze i nie moge juz tak za dlugo, musze sie na sekunde uciec, wypluc z siebie te gorycz  i juz moge wracac do przerwanych korytarzowych pol-rozmowek, oh ah tak i siak

szukam domu. robie tragedie prawdopodobnie znowu z niczego. takie hobby, jedno z wielu. to u mnie tendencyjne jak picie i robienie z siebie debila. jak poczucie winy.

nie chce juz. czuje sie zmeczona, znudzona i juz naprawde cale to dalej jawi sie jalowo. nie jest zle nie jest dobrze i miliony wspanialych przezyc przede mna. nie chce ich

nie chce nic

chce zwinac sie i spac. tak dlugo az zapomne o oddychaniu.

(...)

mała, znasz ścienne szyfry

i historię o znikaniu,
wstrzymałaś oddech i opowiedziałaś.

i parsknęłaś śmiechem, że
przecież mówimy różnymi językami.

mała, z miejsca pomyślałem,
że bym wolał cię spotkać w innym.

powtórzyłem w pamięci dźwięki
dźwięki twoich zaniechanych śmierci.

k.chmielewska

***

**mowie ci spierdalaj, wynos sie, odejdz**

tak wlasnie. jestem nie konczaca sie histeria. dzieckiem, ktoremu cialo uroslo i twarz wydodoslala i ludzie mowia na psze pani a ono jak glupie udaje, ze wie o co chodzi. a kiedy juz naprawde nei wie i widzi, ze wszyscy i tak kumaja o co chodzi i widza te marna scieme to zaczynam drzec morde, histeryzowac, plakac. tak, bzdurze od rzeczy ale nikt nie kaze nikomu tego czytac. nic nikomu i taka prawda.

kiedys sie dowiem albo sie nie dowiem. nie wazne przeciez.

cos tu jeszcze bedzie..

Bez tytułu
Autor: diable
16 sierpnia 2004, 21:57

na terapie w sobote poszlam pol-pijana, po pol-butelki wina. doktor a byla wiecej niz niezadowolona i skonczylysmy wszystko wczesniej. nie wazne zreszta. nie zalezy mi. wszystko jest kwestia wyboru, mojego albo mojego. odpowiedzialnosc tak czy siak poniose ja, jako uzewnetrzwnienie. przyzwyczailam sie. ignoruje.

wyjazd do pensylvanii o 6:30pm w sobote. na miejscu po 3. wnosimy, rozkladamy i pijemy. do bialego rana, bez snu bez namyslu bez zadnych granic przyzwoitosci. 8-9 (?) jedziemy spowrotem. robie bydlo, rzucam, otwieram drzwi, czyli nie wiem czy bym to zniosl gdybym cie nie kochal. to nie znos i nie kochaj.

sama sobie tez poradze, bo zawsze. i nie zmieni sie nic tylko skora stwardnieje i wroce do siebie przedtem. to tej wyrachowanej suki, o ktorej pomarzyc tylko mozna i na kolanach przemiezac jej szlaki.

krzywdy nie mozna mi zrobic. krzywde moge wyrzadzic ja, odrazu,  w tym samym momencie w ktorym pomyslisz, zeby mnie dotknac. nie dotkniesz. bo sa mury i mury i uskoki a mnie i tak juz dawno nie bedzie. i nawet nie zdazysz dokonczyc tej mysli.

ja sama sobie tylko potrafie. nadwyraz dobrze wrecz. praktyka czyni mistrza.

there's so much built up inside of me i keep on waiting for me to either go completely out or blow.

nie wiem czy bym to zniosl gdybym cie nie kochal to chyba najokrutniejsze co mogles powiedziec. juz mowilam, wszystko jest kwestia wyboru. nikt nic nie musi a zycie i tak poleci sobie dalej. w takich momentach budzi sie we mnie ten potwor, ktorego kiedys, ten rok juz prawie temu, uspilam. sa drzwi, ktorymi mozesz wyjsc. moge ja wyjsc. mozemy je zostawic zamkniete. ale nie mow mi nigdy, ze gdybym.

u either luv or don't. with all faults, even those completely outrageous. i don't question you. don't question me. take or leave. simple as that. just don't put me on a line to wait on ur push. i'll turn it over.

hate me please
Autor: diable
16 sierpnia 2004, 15:26

udalo mi sie
zeszmacic sie do cna, zrobic z siebie debila, wkurwic wszystkich,
ty huju krzycze na siebie w glowie, spierdalaj, nie chce cie.
a ten glos
on zawsze wygra i nie, zaden rozsadek tu nie ma szans
i'm becoming my own father but still can't forgive him
choc niby powinno byc latwiej zrozumiec i wybaczyc kiedy jest sie w tej samej sytuacji
ale najpierw trzeba sobie a tego nie przeskocze
mam obite kolana a ka mowi ze chcialam wyjsc z jadacego samochodu
wiec tak, moge z czystym sercem powiedziec, ze mi sie udalo.
jestem taka cudna
bez odzewu

słucham dotkniec jak zaklec, jak przeklec...
Autor: diable
14 sierpnia 2004, 18:35

mam czas tylko na to, zeby rano wstac, pracowac, ugotowac, wykapac, spac. w miedzy pomiedzy zapale fajke i napije sie wina, napije sie kawy. ale tylko czasem, kiedy jest go troche. kiedy nie ma, ukradkiem przysypiam na kanapie pomiedzy przywiez mloda-ugotuj-odwiez mloda- sprzatnij i udaje, ze to wszystko nieprawda. nawet kiedy nei spie nie lubie otwierac oczu bo wtedy nie moge sobie zmyslac, umyslac. zaciskam, zamykam sie w powiekach i udaje, ze tam pod nimi jest calkiem inaczej i umiem tanczyc salse, nosze przewiewne sukienki, pomaranczowe sandalki, tancze i przytulam sie z rudowlosymi kobietami, ktore od nocy do nocy przynosza mi wino i slodkie pomarancze. w ich wlosach odnajduje melodie z dziecinstwa i widoki wszystkich lak.

kiedy otwieram oczy, czas wiruje i znow wszystko zsypuje sie z lomotem.

zasypiam i budze sie zmeczona. tym wszystkim. wydaje mi sie, ze lepiej bylo byc chorym i nie dotrzegac tego, wariowac i wirowac w swoj rytm. teraz nie mam rytmu, stary mi ginie a nowego nie umiem jeszcze wybic. wiec skacze z nogi na noge i nie wiem w ktora bardziej parzy.

i ciagle biegne przez green grass of tunnel. nie lap mnie.

**nie**

albo zlap. i trzymaj bolesnie, az strace czucie w koncach palcow i nie bede mogla powiedziec, ze wystarczy.

***

zagubie sie z kims. do dna do cna. bedziemy lezec nago, pic wodke, palic to tamto i jeszcze, wsysac w sie co tylko bedzie, co tylko znajdziemy. kazda tabletke, kazdy proszek i kady plyn. az rozjada sie nasze ciala, rozpadna na pojedyncze tkanki. i juz wyzej sie nie bedzie dalo wzniesc i juz nizej sie nei bedzie dalo spasc. chodz. nie pytaj i chodz, bo gdzies tam jestes zgubo moja bratnia, ktora rownie mocno potrzebuje rozbijac sie co raz i znow o samo samiutenkie dno kamieniste i ranic sie do zywego pulsujacego miesa i widziec, lizac wlasne kosci polamane. 

run lola, run

Bez tytułu
Autor: diable
13 sierpnia 2004, 15:21

odzyskalam moje dziecko wczoraj. i choc okazalo sie, ze problem byl zuuupelnie nie zwiazany z naprawami wykonanymi te pare miesiecy temu, czyli mechanik niewinny, bez powodu zjebany, i spedzil dzien na szukaniu co i jak. a jako, ze najciezej znalezc najglupsza rzecz, musieli go znowu odeslac do dealera pontiaca, zeby oni w nim grzebali. i co? a nico, okazalo sie,ze z mechanicznej strony wszystko ok, tylko.. klocki hamulcowe sa zalozone na odwrot. nie wiedzialam czy sie smiac czy plakac. ale jako, ze (jak juz mowilam) jestem taka mila taka ladna i taka kochana i wogle wogle, wyszlam stamtad bez placenia grosza ani za wypozyczenie samochodu ani za ich czas. teraz tylko hamulce zmienic i tarcze (bo przytarlo) i z glowy. ale to juz gdzie indziej.

boze, brzmi to wszystko jak bablowanie pustej glowy. ale co zrobic, w zyciu trzeba sobie radzic a kazdy ma swje sposoby.

braciak jutro przeprowadza sie do pensylvanii. krzys zaprawil haka do samochodu i bedzie tachal przyczepke. 6-7h jazdy. wyjazd spowrotem w niedziele rano. alez wypoczniemy. ho, ho

szkoda, ze jada i ze tak daleko. zwlaszcza szkoda, ze aga jedzie. fajna z niej kobieta.