20 września 2004, 22:51
dzisiejszy odcinek sponsoruja slowka balkohol & niezyjatko
/język jest do zabawy/
dzisiejszy odcinek sponsoruja slowka balkohol & niezyjatko
mloda za tydzien (i dni kilka, dokladnie dwa) konczy 21. dzieciak nie moze sie doczekac az wreszcie bedzie mogla sobie legalnie piwo kupic. zona, matka, dorosla kobieta a do baru jej nie wpuszcza. heh, ciezko sie przyzwyczaic po przyjezdze z pl gdzie spkojnie sie mozna bylo nawalic w wieku lat ledwie ze nastu (piekne czasy to byly, swoja droga..)
dni kilka pozniej znow ka bedzie sie urodzinowal (24 mu stuknie, stwierdzam ,ze stara dupa z niego, trzeba by sie rozejrzec za jakims mlodszym towarem moze? ;) no i jego braciak- jako ze blizniacy.
tak wiec szykuje sie dlugie picie, swietowanie, rozdawanie prezentow jak na mikolajki, zwiedzanie barow, zdychanie co rano by co wieczor znow powrocic w objecia alkocholu. mhrrr...
wiecie jak dawno ja nie wyszlam z domowych pieleszy? jezuu, lata juz, moge powiedziec (nie licze przelotnych wizyt w jakichs podlych speluncjach). zakopalam sie tak gleboko w tej kanapie, ze juz korzenie po same fundamenty chyba mam. to bedzie dobry powod by sie oderwac. wyjsc i stawic czolo swiatu. poza tym leki i terapia tez troche pomagaja sie odkopac wiec niech sie dzieje wola pijacych!
jesli ktos chetny niech wpadnie na male co nieco :))
lubie lezec noca obok ka, kiedy juz spi (a ka zasypia odrazu, w momencie w ktorym glowa dotyka poduszke on odrazu wyplywa na wody dalekie i nie ma). wiec lubie wtedy lezec obok i sluchac jak spokojnie oddycha i mruczy (ka mruczy czasem przez sen ale tylko w przerwach kiedy nie chrapie). i lubie go wtedy glaskach po ramieniu albo nieogolonej brodzie. i patrzec na niego - spiacego. zza otwartego okna przyplywaja odglosy ulicy i mdle swiatlo a on sobie lezy i nic z tego nie robi. lubie kiedy przez sen szuka mnie, przytula, wtula w siebie z calej sily. jakgdyby ktos mial zaraz wyskoczyc spod lozka i zabrac mnie na drugi koniec swiata. lubie lubiec ka.
dalej nie potrafie rozkminic tego zwiazku.
tak zupelnie inny, pozawymiarowy, ocean spokojny.
nie lubie kiedy jest 10:06, slysze placebo, jade ciemna droga.
nie ten swiat, nie ta droga, nie ten cel.
mam nastroj na nie nie nie
nie chce zeby mloda jechala, nie chce zeby tyna jechala, co ja bez nich zrobie? jak znowu sie przyzwyczaic. odzwyczaic raczej.
(a martyna tak cudna. taka moja, najslodsza, najmilsza. nauczylam ja przybij piatke masz dziesiatke i poczestowala tymze wynalazkiem irene w kosciele. geniusz maly)
wszystko nie.
poniedzialek? poniedzialek. nie lubie poniedzialku.
przenijaczylam caly dzien w pracy. nawet telefonow nie chcialo mi sie odbierac jezeli nie bylo to konieczne. ludzie zostawiali wiadomosc za wiadomoscia na maszynie a ja siedzialam z reka obok telefonu, grajac w karty, drzemiac, mamroczac do siebie, spiewajac pod nosem, itakietam. nienawidze nie miec nic do zrobienia, co to za praca kurwa?
sobota, spalilam sie z mag, wreszcie. kocham z nia palic, nasze fale plyna na tej samej wysokosci, my plyniemy na tej samej wysokosci. jest dobrze. (z basia kiedys tez tak sie palilo. ale to bylo dawno i juz nic nie prawda bo basia ma meza, nie pali nawet fajek i tylko czerwone wtyrawne moze ja skusic) potem ka & maru przyjechali z wodka & cola a palacy z ginem i tonikiem. gin z tonikiem, mach mach, gin z tonikiem, mach mach, gin z tonikiem, mach mach i jest tak dobrze jak dobrze tylko moze byc. ja z mag w swoim swiecie, reszta gdzies daleko, poza, chociaz zaraz obok, blisko.
wczesniej, na terapii uczymy sie oddychac i milczec (nie umiem milczec, siedziec w ciszy i nie bac sie, nie denerwowac. bo jak mozna??) wiec uczymy sie. panikuje, siedze, leze, stoje, chodze i mowie, mowie, mowie. mowie o tym ze nie moge nie mowic, ze nie moze byc cicho. cicho jest tylko przed burza.
z serii: mag z pomyslem
napisz mi dedykacje dla x. ja ci powiem co chce zeby tam bylo a ty to napisz, po swojemu.mag wczoraj:
-pitu ,pitu..
- jak tam leczenie?
-nijak, wychodzi na to, ze jestem bipolar a nie..
-(z niesamowitym entuzjazmem) o kurwa!! i got a bipolar friend!! gimmie five dude!!!
ze e..?
ucze ka gotowac. male, proste rzeczy. jakis kotlet czy ziemniaki. idzie dobrze. tym razem udalo mu sie nie przypalic ziemniakow gotujac je (szczerze powiem, ze nawet nie wiedzialam ze mozna tak zrobic, ale ka umie, ka jest zdolny)
czyli sielanka i takie tam
ale obiad byl dzisiaj pyszny, bo az ledwo sie ruszam
moj ka
zara mloda przyjedzie zeby sciac wlosy palacemu inaczej. zastanawiam sie czy da sie namowic na krotko. tzn wiem ze sie da (ja mam sile perswazji, tu nie ma dyskusji. mowie i jest) tylko nei wiem czy chce mu to zrobic. aleee, chce. zetniemy go jak na obraz i podobienstowo pana albarn'a. choc bardziej przypomina pana cobaina, badz jezusa, badz owlosiona na twarzy kobiete (w zaleznosci od swiatla)
neich juz przyjada. bedzie z kim zapalic (ka juz nie chce, dalej twierdzi ze nei lubi. ale co on wie)
*downdate*
i hate me so much right now
one more quirky cliche'd phrase
ogladam sie, jak brazyliska telenowele, w oczach ka. ou, eu, marne aktorstwo i przewidywalny skrypt
trzy dniowy weekend rownal sie kompletnemu nicnierobieniu, nawet chlansko bylo tylko w sobote. niedziela dluga, senna i kacowata. poniedzialek..nijaki.
dzisiaj praca, nijaka. szef zestresowany a ja mam wszystko centralnie w dupie. robie co kaze a reszte sie opierdalam i gram w karty. nawet nie chce mi sie na neta wlazic, nawet na fajke nie chce mi sie wychodzic. gnije w miejscu i przeplywam przez czas a czas przeze mnie. nic nie zostaje, nie osiada.
ale nie jest zle. wmawiam sobie, ze to zawszeee
ide sie pokochac.