20 sierpnia 2004, 16:53
w calym tym buynku (nieduzym swoja droga, 8 firm, jedno pietro) z niezrozumialego dla mnie powodu, polowa ludzi, i to raczej ta meska, uwaza mnie za osobe do ktorej zawsze mozna wpasc i zwierzyc sie z np: romansu z pania gosposia, zaspaniu do pracy bo uh ah noc byla taka goraca, siostrze alkohoiczce wystawiajacej rachunki za kolacje w swieto dziekczynienia, wyjzedzie do pl w 78 i ruchaniu jakiejs 18stki, sekretarce z przed pieciu lat ktora miala taaaakie piersi, tesciowej z alchaimerem dzwoniacej na policje bo lisc z siasiedniej dzialki wpadl do jej ogrodka (swoja droga jakze milo nazywanej that old bitch), romansach sekretarki z biura obok. sa rzeczy, ktore naprawde mnie nie obchodza, nie potrzebuje o nich wiedziec, wrecz wolalabym nie.widac, nie kazdy tak uwaza.
ciekawi mnie natomiast, dlaczego akurat do mnie leca z tym wszystkim. w pracy jestem dosyc prywatna osoba, w korytarzowych rozmowach ograniczam sie do dzien dobry, co slychac, milego dnia i znikam za swoimi drzwiami (ktore jako jedne z niewielu zawsza sa zamkniete) coz.
*
ka zastosowal moj system ostrzegawczy i wczraj na lodowce zauwazylam: kod czerwony, krzychu badz mily i subtelny. pojetny chlopak z tego mojego ka, nie powiem.
*
no i udalo mi sie jednak zlapac kontakt z dalekim wczoraj. przez gg, przez kumpla, numer, telefon i wszystkiego naj. w szoku byl, ze pamietam, w jeszcze wiekszym, ze dzwonie. milo bylo uslyszec jego glos. krotka rozmowa, tak juz po odwyku, wymieniam zeby po sie praktrycznie rozpadly przez caly ten syf, pracuje, gram, wyjezdzam do anglii za miesiac, jest ok, nprawde fajnie ze dzwonisz. naprawde tez tak mysle.