14 września 2004, 03:21
poniedzialek? poniedzialek. nie lubie poniedzialku.
przenijaczylam caly dzien w pracy. nawet telefonow nie chcialo mi sie odbierac jezeli nie bylo to konieczne. ludzie zostawiali wiadomosc za wiadomoscia na maszynie a ja siedzialam z reka obok telefonu, grajac w karty, drzemiac, mamroczac do siebie, spiewajac pod nosem, itakietam. nienawidze nie miec nic do zrobienia, co to za praca kurwa?
sobota, spalilam sie z mag, wreszcie. kocham z nia palic, nasze fale plyna na tej samej wysokosci, my plyniemy na tej samej wysokosci. jest dobrze. (z basia kiedys tez tak sie palilo. ale to bylo dawno i juz nic nie prawda bo basia ma meza, nie pali nawet fajek i tylko czerwone wtyrawne moze ja skusic) potem ka & maru przyjechali z wodka & cola a palacy z ginem i tonikiem. gin z tonikiem, mach mach, gin z tonikiem, mach mach, gin z tonikiem, mach mach i jest tak dobrze jak dobrze tylko moze byc. ja z mag w swoim swiecie, reszta gdzies daleko, poza, chociaz zaraz obok, blisko.
wczesniej, na terapii uczymy sie oddychac i milczec (nie umiem milczec, siedziec w ciszy i nie bac sie, nie denerwowac. bo jak mozna??) wiec uczymy sie. panikuje, siedze, leze, stoje, chodze i mowie, mowie, mowie. mowie o tym ze nie moge nie mowic, ze nie moze byc cicho. cicho jest tylko przed burza.