25 kwietnia 2009, 18:08
wszystkie te jebnięte dzieciaki, są teraz jebniętymi dorosłymi. i rodzicami.
na drzewa, jak nic. już?
/język jest do zabawy/
wszystkie te jebnięte dzieciaki, są teraz jebniętymi dorosłymi. i rodzicami.
na drzewa, jak nic. już?
po rozsłuchaniu się w czwartej i ostatniej ich płycie, postanowiłam skoczyć w tył i zacząć od początku. to jest coś niesamowitego, jak muzyka może wziąść i i porwać. nie wiem, roztrzepać na kawałki, poskładać i roztrzepać znów. i tak cały czas. mam motyle w brzuchu kiedy zbliżam się do samochodu i wiem, że za chwilę będę słuchać. zakochiwanie się to zajebisty stan. im definitely too old to feel this young, but.. ahh..
'pack of smokes and a little bump of cocaine, help you feel not so strange'
in love. with kings of leon. also with walking crazy dogs at dawn, drunk. light breaking, rain falling, birds singing.
life is amazing. sometimes.
z samego rana jakiś *h** połamany telefonicznie oferuje swoje przyrodzenie do różnych tam zabaw.
wtf??!!?!
kurwa, żeby tak ludzi z samego rana molestować.. brrr
dzisiaj pierwszy raz do pracy żuczkiem, ah oh i w’ogle. tak długo chciałam ten samochód, a teraz czuję sie winna, że go w końcu kupiłam. no ale to przecież by się nie obeszło, żeby sie ot tak tylko czuć dobrze i radować nie? to byłoby chore.
a z byłym wczoraj spotkanie u dilera całkiem przyjemne. nie zmienił się wiele. ponadrabialiśmy wzajemnie wiedzę o znajomych utraconych przy naszym rozpadzie. podpisałam zrzeczenia do czego tam trzeba, usciskaliśmy sobie dłonie i pa.
pewnie się już nie zobaczymy.
po siedmiu latach, ze słuchawki wychodzi do mnie jego głos: cześć goś.
cześć.
zapomniałam całkiem, że tamten samochód to razem kupiliśmy. tzn on kupił, ale obaj figurujemy jako właściciele. po siedmiu latach (a już myślałam, że to tylko ja tak długo przetrzymuję samochody) chce coś nowego. ale na sprzedaż starego muszę zgodę i ja wyrazić. potem przypominam już, obaj wtedy kupiliśmy samochody w nieudużym odstępie czasu. chcialam wtedy, jak i zawsze chciałam, chcę i chcieć będę, garbusa. opcjonalnie chryslera sebringa (wtedy). za nomową jego kupiłam jednak grand am’a gt. ‘bo ja nie wsiądę do tamtego samochodu’. nie narzekam, pontiac przekonał mnie do siebie i jest moją miłością wielką do dziś, w całej swojej rozpadkowości. ale żal i sentyment po i do garbusa pozostał. przedwczoraj dzwoni więc, że potrzebuje ten mój podpis. chyba bał się, że każę mu spierdalać w kosmos po tym jak ‘odreagowywał’ moje odejście (oh, the fun times of fear and terror!). odczułam znaczną ulgę w jego głosie kiedy spytałam kiedy i gdzie i że nie ma sprawy. ten samochód zawsze był jego, to on za niego zapłacił. a co było to było, inny świat, inne życie. dzisiaj wieczorem jadę wiec do jego dilera, podpisać co trzeba. okazuje się, że to dopiero tutaj nasza historia się kończy.
po drodze jednak zajechać muszę do mojego dilera, odebrać kilka zapomnianych papierków do mojego nowego garbusa :))
freaky anin't it?
/pontiaca nie odałam na trade-in, chyba by mi serce pękło za tym samochodem. a tak przynajmniej młoda ma swój własny transport tera/
nolan, chrześniak mój nr 1, ochrzczony. całe przedstawienie przebiegło tak fajnie i tak bezstresowo, że nic tylko radość. i spokój. ależ fajnie jak się ma w głowie spokój. to ta wiosna pewnikiem mi tam tak porobiła.
za tydzień zaś zawita do nas braciak z dzikiego południa, braciakowi też że sie syn powił. i będzie to chrześniak mój nr 2. norrrrmalnie urodzaj..
postanowiłam sobie, na nich dwóch zdecydowanie zakończyć karierę chrzestnej.
a księżniczka zaliczyła pięść w oko na autobusie szkolnym. bidula.
kura, wszędzie tylko dzieci i dzieci. jak na osobę, która mieć ich nie chce, to strasznie dużo mi się ich w życiu przyplątuje, w takich tam różnych formach. życie to jednak sobie lubi tak, puścić oczko kopiąc w kostkę równocześnie nie? nie narzekam jednak, jak długo nie moje..
kocham go i obiecałam mu, że nie opuszczę aż do końca.
teraz boję sie o niego. boję się też jego samego. czuję, że chce to zrobić w wielkim stylu a więc koniecznie z zaskocznia & z wielkim dup.
po mrozach i śniegach, zima chyba w końcu odpuszcza. jestem pełna nadziei.
samochód. boję sie o niego. boję się też jego samego. czuję, że chce to zrobić w wielkim stylu i koniecznie z zaskocznia.
kryzys jest. i to nie tylko w wiadomościach! jestem w szoku.
w wiekszym będę nie długo. błąkanie się po rynku pracy mi tak z reguły robi.
uwielbiam kurwa ludzi którym nie znoszenie 'łańcuszków', nie przeszkadza w ich namiętnym rozsyłaniu.