Archiwum 27 lipca 2004


and you may go, but I know you won't leave...
Autor: diable
27 lipca 2004, 17:29

za zaleceniem doktora pe, wrocilam na uspokojacze. antydepresanty pozostawione same sobie, nie dawaly rady.

ja nie dawalam rady. uspokojacze przyjemnie otumaniaja. patrze na wszystko spod wpol przymknietych powiek. czuje sie kocio, mam ochote drzemac, byc glaskana, mruczec i przeciagac sie leniwie.

po zejsciu z nich, wpadlam w jakis letarg. nie czulam nei myslalam. wrocily mysli o tym, ze nie istnieje, ze jestem wytworem czyjejs wyobrazni, i ze cale moje zyice to czyjas zabawa w lalki.

chujowo tak nagle wyrwac sie z wiru, w ktorym cale zycie machalo sie na oslep rekami zeby przezyc, a znalezc sie na brzegu. przyzwyczejenie machania rekami i wstrzymywania powietrza pozostaje, tyle ze okazuje sie nie potrzebnym a wrecz szkodliwym bo mozna siniakow nazbierac walac o kamienie. wiec siedze na tym brzegu, i co raz przychodzi; o kurwa zaraz utone wiec macham macham szarpie sie az otworze oczy i przypomne sobie, ze debilu na brzegu siedzisz. to co mam robic? nie iwem jak sie zyje na brzegu. brzeg zaczyna byc nudny. i mam ochote wskoczyc do wody.

zeby poczuc. upewnic sie, ze napewno jestem.

jedyne co potrafi mnie przekonac do tego, ze istnieje naprawde, jest bol. terapeutka mowi: podejdz do kogos na ulicy i spytaj jaki dzisiaj dzien? ze niby to ma mnie przekonac ze istnieje? przeciez ta osoba moze byc tak samo zmyslona jak ja. . mowie jej wiec, ze moge sobie wyrywac wlosy, wtedy wiem, tak, istnieje bo odczuwam bol. moge sie gryzc do krwi, wtedy wiem, tak, istnieje bo odczuwam bol. moge moge moge..

***

podnosi mi cisnienie kiedy zaczynam myslec. wszystko podchodzi mi do gardla a w glowie robi sie straszny huk. no panic attacks allowed. przeciez sie lecze. przeciez jest lepiej. przeciez ja kurwa nie wiem juz nic. juz nic ze mnie nie zostalo. zastanawiam sie czy ta choroba zabila we mnie wszystko czym kiedys bylam a jesli nie to gdzie to jest? gdzie ja jestem? bo w tym momenci, nie znam siebie. nie mam najmniejszego pojecia kim jestem i jaka jestem. nie wiem nic oprocz tego ze chcialabym isc do domu, zamknac sie w pokoju, wziasc koldre i przeczekac pod nia zycie, w szafie.

w szafie jest moja twierdza. nie musze jesc, nie musze spac, nie musze pic, nie musze nawet oddychac, chce zebym tylko przestala sie rozpadac, zeby ktokolwiek sie mna bawi przestal juz i rzucil to wszystko.

eutanazja dla marionetki, podetnijcie mi sznurki.