z kazdym sobotnim dzwonkiem, tajgrowa szczeka opadala nizej i nizej i nizej.. od rodzicow jechalismy z zamiarem solidnego spicia sie w bardzom kameralnym gronie, czyli tajger, mloda & ja. z pierwszego zaskoczenia wziela go mag & jeremy siedzacy na kanapie kiedy otworzyl drzwi. szybko przekonalam go, ze tylko oni i my i wodka. wiec na kazdy dzwonek otwieral szeroko oczy a ja z kazda przychodzaca osoba mowilam, ze to juz ostatni z zaproszonych, ze juz nikt wiecej. dwudziestu pieciu gosci na dwudzieste piate (byloby. gdyby nie niedojechanie dwoch, ale ponoc licza sie intencje). ogolnie bardzo bardzo klimaty. bardzo.
*
mloda i tyna nacieszyc sie nie moge. zwlasza tyna; wygadana, niegrzeczna, nieposluszna; najslodsza. a mloda to juz sie samo przez sie. z nia zawsze dobrze.
tylko mama, sama sobie pozostala w pustym domu. z kazda rozmowa czy z nia czy z mloda na jej temat, bardziej widze jak bardzo zmeczona fizycznie & psychicznie, jak bardzo te wszystkie lata odcisnely jej pregi w sercu. coraz czesciej przeprasza, za wszystko czego neimialysmy dorastajac. i placze.
dzisiaj plakalysmy obie. jej sie serce lamie i przeprasza, ciagle przeprasza, ze nie mogla nam dac wiecej, ze nie mielismy dziecinstwa, ze tak szybko musielismy wydoroslec i na wlasne nogi. a mnie, ze to ja dzisiaj nie moge jej dac wiecej, ze nie moge jej dac wszystkiego i wiecej. no bo przeciez dla niej wszystko, bo przeceiz to mamus. moj mamus.
mam ochote zabic ojca i wyrwac mu serce. krazy mi w zylach nienawistny zal.
czuje sie taka mala i tak strasznie chce tylko jej ramion. niepotrzebujewiecej.