09 grudnia 2005, 05:19
outfuckingkurwarageous, szesc godzin. szesc.
szesc godzin jechalam z pracy do domu.
cale miasto stoi, ot snieg spadl.
ho ho fuckin' ho
*
i jeszcze bo przeciez musze sie pozalic,
weszlam do domu, rozjebana psychicznie z wielka potrzeba nie wiem czego, uwagi wspolczucia czegokolwiek. i nic. czy ja jestem nic?
*
a i jeszcze, q101 o jakiejs dziewiatej czyli w piatej godzinie porazki, for those of you who are still stuck in traffic and haven't commited suicide yet, congratulations! your doin good.
thank you
*\
i jeszcze, bo tak wogle to najdziwniejsze jest to ze wogle nie bylam zla, no road rage, no nothin, poprostu jechalam i poddawalam sie kolei rzeczy (co mi sie nie malo zdarza), gdzies w czwartej godzinie i drugiej zmianie drogi na inna (bo przeciez moze bedzie lepiej a tu chuja) zrobilo mi sie tak zle z tej bezsilnosci i niemocy ze ciut mi sie polalo po policzku ale to w sumie tyle. dopiero ignor ze strony tajgra mnie rozwalil. co pietnascie minut dzwonil do mnie jak jechalam pytajac gdzie jestes? ok narazie. tylko mnie ruszal a jak przyszlam to chuj ci w dupe i mam telewizor.
palacy w mesengru ciut ciut pomaga rozladowac.