09 sierpnia 2005, 04:09
zwalila mnie grypa. z nienacka i w sobote, pomiedzy impreza urodzinowa dominiki a jerbear'a. klasyczny karambol swiatow: rodzina, tort, salatka, naprawde ladna pogoda & prostego! i drinka do przepicia, prezent + bonusowa dime bag, palimy w office room, pijemy w jadalni a jeremiemu malujemy paznokcie w sypialni i nie to nie sponge bob patrzy na ciebie z podlogiscianyiwogle tylko lazienka i chyba mi sie spalo a patrick the starfish nie ma mamy.
ale o czym ja mialam
z okazji grypy biore sobie jutro wolne. wreszcie nadrobie ogladanie filmow. cija
*10:49
ciii tajger spi, obejrzalam w koncu spongebob the the the movie, rozumiem tez skad the fugees wzieli nazwe, zajebiscie jest palic przy grypie & zupelnym bezsmaku. nic mnie mnie mnie
alejandro mowi hi how's it goin girl? a tajger z samochodu pewnie jeszcze by sie na ciebie rzucil. ze coo?
ja wiem, a ja wiem, ja wiem ze jeszcze wszystko przede,mna. to jeszcze nie to ale przeciez dlaczego nie cieszyc sie tym co ma (nawet tym c o nie) i zyc dalej byle dalej, over and over and over and over (nie molokuj mi tu dziecko). na wszystko jest czas i miejsce i czas i czas. i kiedys. i poczekam. i wiem. to wystarczy.
be there when i make it will u?