Archiwum 07 lipca 2004


hangin' out
Autor: diable
07 lipca 2004, 05:27

uh ah eh. oderwalam sie. weekend, trzy dni wolnego, umeczyl ale i odprezyl.

sobota, spedzona z blizsza i dalsza rodzinka krzysia, calkiem przyjemna. u wujka wypilam dwa (trzy?) kieliszki wodki (wprawdzie byly ty kieliszki do koniaku) na pusty zoladek i sie upilam. tak, obciach, ale co zrobic skoro organizm kompletnie odzwyczajony, zoladek pusty, tylko proszki i lemoniadka. wieczorem, odwiezlismy martynke do dziadka spac i spowrotem. grill o 10 w nocy to wcale nie glupi pomysl. tak, dopoki nie zacznie padac deszcz. ale ze takich dwoch jak nas trzech to nie ma nawet jednego, wyprowadzilismy samochod z garazu i tam sie przenieslismy. a tam to wodka polala sie juz szerzej. o drugiej okazalo sie, ze w miescie, gdzie taksowka jest co drugim samochodem mijanym na ulicy nie mozna takowej zamowic jesli sie jej potrzebuje. po przedzwonieniu siedmiu roznych dyspozytorow i wyczekaniu ponad godzine, w koncu skonczylo sie na tym ze to szwagier ka nas odtransportowal. cali, zdrowi i pijani jak swinki dotarlismy do domu o 4.

rano kac jak w morde kopnal. organizm zareagowal konkretnym buntem przeciw piciu i z lozka zwloklam sie dopiero poznym popoludniem. wyskoczylismy na chwile z ag, braciakiem, dom i robertem na taste of chicago (ktory, swoja droga pomimo reklamy jedzenia z calego swiata, byl rzeczywiscie smakiem chicago, czyli kanapki, zeberka i chinszczyzna co budka). o 9:30 fajerwerki, ktore ze nie dosyc, spoznione o pol godziny to wogle nie warte nawet westchnienia. w kolejce do domu rozmowy o tym, jak fajnie wychowywac sie na wsi z krowami, kurami, kaczkami i swinkami. no i niezapomniane grabienie siana. w domu zasluzony sen.

poniedzialek, spokojne sniadanie, kawa, papieros, komputer. popoludniu do ojca na basen, mloda zwolala wszystkich, takze w basenie to miejsca bardzo nei bylo ale za to zabawa przednia. byl tez domowy obiadek, kawka, piwo, papierosek, mloda jest przepipa; zadbala o wszystko. relaks na calego. troche jeszcze pograli w siatke i sru w dom.

a dzisiaj, koszmar, ze blee. zupelnie jakos oderwalam sie od pracy i za nic nie moglam sie do niej wkrecic spowrotem. szef jeszcze nei wrocil wiec spokojnie przebyczylam caly dzien.

i tak. taki to byl weekend. przekonalam sie, ze jednak picie mi szkodzi i bedzie trzeba sobie znalezc inna uzywke, z mniejszymi skutkami ubocznymi ;) jak rowniez, ze albo pracuje caly czas albo nei pracuje wogle. bo tak ni chuja nie idzie do porzadku ze soba dojsc.

opcjuje za nie pracowaniem wogle. tylko z ka musze to jeszcze przenegocjowac ;)