well, I think i'll go turn myself off an'...
10 maja 2004, 19:49
mija mi. powoli przejasniam sie. udana impreza w sobote. z obietnic przed ka nie kochanie, wiesz, ze nie bede palic, zostal popiol w wannie. ale to nic. pomimo ogromnej jego nieakceptacji w tych sprawach i zupelnego niezrozumienia (ale po co ci to??), jakos przyjmuje do wiadomosci, ze czasem chce i musze i mi pomoze. patrzy na mnie wtedy tak dziobiaco ale nic nie mowi.
a wczesniej jeszcze, doprowadzona przez sama seibie do granic, wybuchajaca placzem ni w piec ni w dziewiec w samochodzie, pracy i na ulicy, skopalam kuchenke w kuchni, stluklam szklanke, nazarlam wszystkim co w szafce (anty to i anty tamto) usiadlam i doszlam do wniosku, ze jestem strasznym chujem, ze sie tak na ka wyzywam. wiec kartka i dlugopis i chlastu chlastu napisalam tresciwa notatke o tym i tamtym i ze to nie on tylko ja i takie tam. i na ile notka pomogla troche ka zrozumiec co sie dzieje, na tyle albo i wiecej pomogla mi sie uspokoic. bo sie napisalam sie i sie przeczytalam. i sie uspokoilam. i nie wiem czy skopanie kuchenki i proszkowanie cos mialy z tym wspolnego (bo pewnie mialy) ale ogarnela mnie ulga i watle swiatlo wlecialo do srodka.
wieczorem z watlego swiatla zrobil sie nawet w miare polmrok ale czagoz to wodka i ogladanie krecika w miescie nie potrafia poprawic, wiec do 3 rano czulam sie odprezona i w miare zadowolona. zatanczylam tez nawet taniec krecika i poszlam spac. wiec moze jeszcze nie jest dobrze dobrze, ale napewno lepiej (niz gorzej, choc zawsze moze byc gorzej).
Dodaj komentarz