wariatowi wolno
24 listopada 2004, 20:21
nie poszlam do pracy. najzwyczajniej mi sie nie chcialo. wiec nie poszlam. wstalam cos po dziesiatej, ubralam sie i pojechalam na sniadanie do denny's. po drodze na stacji kupilam swierzego sun-times'a. sniadanie zajebiste. trzy jajka z szynka, papryka i cebulka, dwa kawalki kielbaski, dwa plasterki boczku, pol talerza hashbrowns, trzy placki z syropem i kulka lodow waniliowych na wierzchu! do tego kawka, sok pomaranczowy, papieros. madafaka nie wiem, jak jeden czlowiek moze cos takiego pochlanac naraz. z tego moglo by byc sniadanie i spora kolacja. ale szczerze przyznam, ze zajebiste. poczytalam gazete smolac ja cala przy okazji, zapalilam, wysluchalam wiadomosci od szefa i do sklepu po jakis badziew do domu. wydalam $114.79 z czego moze jakies 20 na rzeczy potrzebne. plyn do kontaktow, cebula i bodajrze kapusta pekinska. reszta poszla na bzdury jak swiecacy mikolaj w kapeluszu, butelka tequila rose i szesciopak swiatecznej coli (cola w butelka jest wielka rzadkoscia, a jeszcze z mikolajem! ha, musialam kupic). tak wogle to pizdzi na dworze nieziemsko. wieje, leje i sypie sniegiem naraz. masakra. o! i jeszcze kocyk sobie kupilam.
jutro swieto idora, wiec wolne.
o co mi chodzi?
Dodaj komentarz