no refills


Autor: diable
03 sierpnia 2005, 21:44

ledwo odwiezlismy tate do domu, wrocili do siebie, usiedli ciezko na kanapie, zadzwonil telefon. karetka zabrale tate spowrotem do szpitala. wiec i my spowrotem.
(to jeden z tych momentow, tych jaskrawszych momentow, kiedy prawie czujesz bol umierajacego w tobie dziecka. tak tak, dziecinstwo juz dawno za nami.
z trzymanych za reke stajemy sie trzymajacymi. z pocieszanych, pocieszajacymi. to takie straszne, wczorajszy symbol sily, teraz zaplatany w rurki i kable, zdezorientowany i pokracznie bezbronny, niespokojnie oddycha po bialym przescieradlem.)
pozytywne prognozy odosobnionego ataku okazaly sie bledne. mily glos wymawia niemile; padaczka.
misia i brzuszek w porzadku, dzieki bogu. maly jednak nie wyskoczyl przed czasem sprawdzic co tak rozemocjonowalo jego mame. ma jeszcze cale zycie przed soba na przykre przezycia, nie ma sie do czego spieszyc.
(a dziecko we mnie, zglupiale, odbija sie od scian z reklamowka na glowie. czeka na dzien w ktorym pociagne za dyndajace sobie luzno uszy. tak tak mala nie ma co sie bac, wszyscy umrzemy /pani w tle glowy spiewa ze nie umie na skrzypcach grac a ja, ja tylko chcialabym sie nauczyc nie bac.)

qe?
04 sierpnia 2005
gdzie tam ironia, zwykla zlosliwosc
04 sierpnia 2005
Czasem mamy bardzo prozaiczne marzenia, jednakże one zazwyczaj nie potrafią się spełnić. Taka ironia losu.

Dodaj komentarz