Bez tytułu


Autor: diable
10 stycznia 2005, 18:01

hibernacja nadal, na chwile jednak trzeba wstac i wysypac z siebie troche

nadal zimno, sniezno i wietrzno. drogi sliskie jak szklanki obracaja samochodem jak mala baletnica. trzy piruety i parkujemy tylem w zaspie sniegu. na szczescie nic a nic, ani zadrapania. potem znowu i znowu. przez  nastepne dni biore wiec jeep'a ka z luksusowym napedem na cztery. i znow spokojnie i pewnie codzien rozpruwam miasto na wpol.

w sobote ka na chrzciny a ja z powroconym z pl ukaszim vel palacym inaczej zasiadamy do flaszki absyntu. pierwszy zestroszyl caly wlos na ciele, drugi juz mniej, po ktoryms tam idzie lekko. zeszmacilismy sie niecala flaszka (70% jak by nie bylo). wpadlam w paranoje, ze ka mnie tam na tych chrzcinach zdradza bo tak przystojnie wygladal kiedy wychodzil. wiec szybkie przebranie, makijaz i ide mu z odsiecza. impreza niecaly blok od domu wiec na piechote tup tup. pijana jak bobr. za kilka minut spowrotem w domu, ka wsciekly ja zlosliwa (na impreze nie poszlam pod pretekstem ciezkiej grypy, wiec pojawienie sie tam w srodku nocy spita w sztok nie bylo najlepszym pomyslem) potem nie pamietam, aczkolwiek a relacji ka bylo duzo fochow z mojej storny i takich tam. tak mam niestety. ukaszi spokojnie jak dziecko spal na kanapie. rano ka zly jak osa ja cichaczem podsmiewam sie z ukaszim. glupawka kacowa.  sniadanie a ukaszi caly czas swoej: napijemy sie, he? napijemy? ni chuja. oni dwaj reszte do kompa zasiedli a ja przysnelam ogladajac tv. popoludniem jakas pizza, frytki, kurczaki, krewetki, salatki, kazdy co innego. ka przegral wielogodzinna wojne z kurczakami i komputer zdechl. nadal znaku zycia niedaje. domeczylismy w koncu flaszke i ukaszi popelz w dom. niedziela.

dzis rano chce wyskoczyc odpalic samochod wczesniej, zeby sie troche rozgrzal a tu okazuje sie, ze nie mam kluczy. nigdzie, caly dom przekopalam i nic. ni chuja, musialam je zgubic w sobote idac po ka. wiec ta sama trasa w te i spowrotem. nic. w koncu zrezygnowana wracam do domu, na parkingu spotykam sasiada: o, wolne masz dzisiaj? nie bardzo, klucze zgubilam. ten pochyla sie przy moim samochodzie, wyciaga cos spod tylniego kola i pyta: te? oszkurwa, te. co jak i skad one tam, niewiem i nawet nie wnikam. sa i to jest wazne. do pracy oczywista spozniona. ale, wazne ze wogle.

w pracy zjeb bo nowy rok i trzeba caly stary podliczyc, podatki wszystkim rozsuplac i wyslac. przejebane bo niesamowicie nie chce mi sie nic robic. tak juz mam. najchetniej bym caly czas spala. nic nie musze, byle spac.

heartland
13 stycznia 2005
spać to dobry pomysł

Dodaj komentarz