Archiwum wrzesień 2006


Bez tytułu
Autor: diable
13 września 2006, 03:54

 sei zasluzy sie ma. 

Bez tytułu
Autor: diable
13 września 2006, 03:53

2006-09-07 2:03p

kupujemy bilety, wychodzimy, placzemy. w samochodzie cicho i tylko przecieramy oczy, w domu cicho i tylko przecieramy oczy. wlasciwie nie mowimy nic, pekamy sobie. lamie mnie bo jada, lamie mnie bo mloda lamie to z czym bedzie musiala sie zmierzyc. nienawidze tej bezsilnosci, tego ze nie moge zrobic nic, ze nie moge jej wszystkiego naprawic, ze nie moge jej schowac, wystawic muru przez ktory nie siegnie jej jedna zla emocja. nawet bedzie dobrze staje mi w gardle. rzygac sie chce. mordowac. potrafilabym.

kiedys

zasluchje sie. dnia od dnia bardziej sie boje. to takie glupie,

szklanka tlukac sie w locie (spadajac z gornej polki) zranila mnie w trzech/pomylka/ czterech miejscach, a przeciez jej nie dotknelam.

 

2006-08-31 11:35p

caly tydzien jestem dzien do przodu. piatek piatek piatek.. czwartek, kurwa. o, czwartek.
mam plan a nawet planow kilka. co dzien innych planow. zgine jak ciotka w czechach w tym zamieszaniu.
nadal remont. wszedzie pyl, smrod, podloga zalana farba i oglupiony kot w kropki. wszystkie piekne kolory poszly.
chce juz je sprzedac, a na sama mysl cos mnie skreca. troche jednak szkoda, taki nieruchomosciowy pierwszy raz, sentyment sie wlacza.

uwielbiam pledge drives na publicznym. radio zajebiste ale te ich hasla zbiorkowe to wala na lopatki.

 

2006-08-28 12:43p

co za biadolenie. czytajac sie mam czasem ochote wytrzaskac sie po gebie. czesto.

 

2006-08-24 11:33p

kloca sie we mnie dwa swiaty. jeden kaze zostac i sie cieszyc, doceniac. drugi kaze biec, uciekac. 
urodziny ksiezniczki magpie, siedzimy w barowym ogrodku, przepiekna sarah lubi wszystko co konczy sie na 'sia, jessica nadal mila i taka w sobie, swiat jest znosny. dopoki nie mysle o

nie wiem jak sie weirzy w takie bajki. 
zwykly strach zzera kosci i zostaje kiwajacym sie na boki odwlokiem.
 

 

2006-08-22 8:11p

chce sie wyc. nic nie wiem, kurwa nic. wszystko przelatuje, fruwa mi w glowie. zadnej mysli nei moge zlapac, zadnego pomyslu na to pierdolone zycie. wszystko mi przecieka. i ani do przodu ani do tylu. stoje i biadole.
po co to wszystko, po co. 
znajduje siebie zaplakana na podlodze kuchni, uspokaja dopiero to co tylko. dobrze, juz dobrze. przezyjemy.
tak dawno juz nie potrafilam sie rozplakac nad soba.
gdzie jest slonko kiedy spi?

 

2006-08-21 3:51

popekalo sie.

 

2006-08-20 11:15a

a wcale ze nie.
powtorka z remontu, porazka zyciowa.
slucham mowie patrze, nie ma mnie.
kate havnevik; unlike me. zamykam oczy i jest spokoj.

3:41p

chowam piorko za piorkiem w kieszen, w koncu znikaja wszystkie. przekopuje kanape az o tu sa! wyciagam a za nimi plum w kieliszek. 25cio centowka mruzy pod lodem. odcinek sponsorowany przez p jak znaleziona wisnowa grey goos, three olives, cherry. 50ml.

 

2006-08-16 10:15a
zabieram sie cos pisac ale nic nie ma sensu, wiec pisze, maze i wychodze. codziennie tak sie zabawiam.,
martyna nieznosna ostatnio, az boli. boli tez zblizajacy sie wrzesien.
bola i palce i zbyt krotkie paznokcie  i skora nie nadazajaca schodzic. nic to, naucze sie.
laciata mag ma pchly, ogladam wiec dokladnie rudego. narazie nic nie wyglada. tego mi tylko w domu brakuje.
od ostatniego ponizej, nie pale. moment w ktorym paranoje zastapily dobre samopoczucie to dobry punkt na chwilowa odstawke.
wczoraj zamiast whiski z kola wypilam mleko i zjadlam ciastko. poszlam spac w szoku.
od kilku miesiecy nagle bole w dole brzucha zmuszaja do ciaglych pobudek noca, zacisnietej twarzy i piesci w dzien, nie ide do lekarza, moge byc przeciez chora. pekne pewnie, kiedy bol nasili sie do calkowitego niespania.
uki na samo-zaaplikowanym odwyku, nie pije, nie pali od dwoch. niech mu sie wiedzie.
mag pali zas co dzien, i walk in the door and first thing i do.. jak odciagac od palenia kiedy samemu sie? zle
kradne wlasne pisania i przerabiam na wiersze. czy taki recykling jest zly? obawiam sie.

 

2006-08-08 10:58a

dalej wisze, jest zajebiscie.  przeciez wiedzialam ze tak bedzie. przeciez. w piatek z mag po palenie, do ineza a to oznacza, ze za nim dostaniesz co masz dostac upalisz sie srogo. wypalamy lufke, druga, trzecia, przy czwartej mowie dziekuje, przy blancie dostaje wielokrotnego ataku paniki. odpadam i ide na balkon, gdzie wysokosc wcale nie pomaga sie uspokoic. wiec z jednej strony uspokajam sie o to co w srodku z drugiej wmawiam sobie ze balkon nie odpadnie. wracam po paru, nadal w strzepkach, palenie idzie dalej, dalej dziekuje, but why, oh why will u not smoke with us? cuz i have a fight waiting for me at home. it will help! it is the reason. it will help even more so then. nie rozumiem rozumowania jak i oni mojego. nie rozumiem tez ilosci ktore potrafia wypalic. wracam do domu i czeka na mnei wypisz wymaluj moj ojciec z drinkiem i spojrzeniem. to nie zarty, to lamie sie serce. w sobote urodziny brata ka, wracam z pracy i od wejscia biegam w pocie czola, obiecalam jedzenie. ciesze sei zabieganiem, nie mam czasu myslec, mowic, sluchac, patrzec. jedziemy, pijemy jest bardzo milo. kocham jego rodzine. mloda wychodzi wczesniej, obiecuje po nas wrocic. wracajac jednak gubi sie w nieciekawej okolicy, wyzywa telefonicznie na mnie, a ja pekam. klada sie na trawie i patrze w niebo. nie mam sil na wiecej. w samochodzie cos tam przeskakujemy po sobie ale przeciez, dobrze wiem ze i tak jej wszystko wybacze i to i tak moja wina. niedziele mam dla siebie, po mlode rano przyjezdza tata i zabiera na festival chicago czy inny pierdol. my wstajemy, jedziemy na sniadanie, ale najpierw z polowy drogi wracamy po ukasziego i dopiero wtedy. potem odstawiam ich pod samochod i oni tez jada popatrzec na miesnie pudzianowskiego. ja wracam do domu. durgi raz w niedlugim czasie mam mieszkanie tylko dla siebie. obiecuje sobie nie palic i nei pic, tylko odpoczac. biore kapiel, ubieram spowrotem pizame, na wierzch szlafroki i przechadzam sie z kanapy na kanape. o 4 wpada sasiad z dolu i kaze sie ewakuowac z okazji iskrzacych kabli w scianie. wcale nie myslalam o za i przeciw mieszkania na 1 a 3 pietrze 15 minut wczeniej. wcale nie tu wlamania ale tu pozar. przebieram sie i wychodze. a tam z 20 strazakow. do wyboru do koloru, nie powiem gdzis z 15% kwalifikowalo sie na nie wyrzucenie z lozka. ogladam, spalam fajke, otwieram co raz ktoremus drzwi. caly parking zawalony wozami strazackimi. przyjechala nasza jak i sasiednia z bridgeview, do dymiacego kabla. jakos zarabiac musza. nudze sie po czasie wracam do srodka i patrze kotu do uszu. a tam badziew. jade po lekarstwo wiec. wchodze, zabieram z polki, $4.25, plus pare drobniejszych rzeczy. przy kasie zostawiam ponad stowke i nie wierze. no coz, bywalo gorzej. dzwoni ukaszi i przyjedz po ka bo ja nie w stanie. siedza u znajomych do ktorych za tydzien na wesele. dosiadujemy do 11 i jedziemy. zasypianie jest ciezkie. ciezko wisi powietrze.

 

2006-08-04 11:03a  

przy deszczu jest latwiej
gubi sie dreczaca nas cisza
nie napina do bolu powietrze

polozysz sie obok
poloze sie obok

rudy kot miedzy nami
po rowno rozdzieli zadrapania

wlasnie mi sie stal, jak na zly poczatek przystalo: zly. ale moj. niech polezakuje, az dojde do tego co z nim zrobic.

 

2006-08-01 1:48p

juz w domu. wizyta w emigrejszou bardzo bardzo. poszlo az sie nie szlo obejzec. gratulations mr l, ur a legal alien now. wszyscy mili, wszystko pieknie, a laska obok my tu od 9 czekamy i nic. my wchodzimy i wychodzimy. dobry dzien. maugos, powinnas zostac tlumaczka i robic to na codzien. ehe. choc mysle. 

wiec mam 2 po poludniu i wolne mieszkanie. no kot, ale on nie przeszkadza. nie wiem co ze soba zrobic, dziczeje z wolnosci. wlaczam muze, wyczesuje w koncu kota, bo sie siersci wszedzie a najwiecej to w lozku, biore piwo, dzwoni lukasz a ja tez ja tez wracam juz do domu, to przyjade do ciebie. przyjedz.

a jeszcze podpiac trzeba wyjcow, 18 zaplakanych wierszy i szukam mz. i rozczulic sie.

robie niebo. nie pozwole sobie myslec. nie dzisiaj, nie teraz. wcale a wcale nie jest zle.

aha, pomidory mi uschnely z tego goraca.

****3:54p

wyprowadzam sie, na ksiezyc i na siodme niebo.

glosoli.

 

2006-07-31 10:42p

wychodze od magdy i mnie uderza. 31*c. 22:30.

palimy z malpy, poznajemy jessice i jemy ciasto malinowe. jest zawsze milo.