Archiwum grudzień 2003


tender
Autor: diable
29 grudnia 2003, 16:31

wigilia. ile sil i odwagi zabralo nacisniecie tego dzwonka, nie da sie opisac. i w sumie, to nie wiem, nie mam pojecia, czego sie spodziewalam (choc wiem: wszystkiego co..). a tak,  udalo mi sie doswiadczyc czegos niesamowitego i cos waznego zrozumiec (a wszystko, jest kolejnym dowodem na to, ze Mama, ma zawsze racje).
czwartek.spimy, jemy i spacerujemy. rodzinnie.
piatek. najpierw palacego na lotnisko a potem duzo pijemy i wiecej palimy bo mag ma chlopaka a chlopak ma siostre.
sobota. tez nei lubie poniedzialku. moze piwo pomoze.
niedziela. pieczemy buleczki. odbieramy telefon od taty i robimy niemozliwa herbate o 2am.

a tak wogole to bezsennosc.

Bez tytułu
Autor: diable
24 grudnia 2003, 15:36

 

wesolych

 

czy mozna wierzyc?
Autor: diable
23 grudnia 2003, 18:19

 

czy mozna tak a nie chciec? czy mozna nie a chciec? czy mozna chciec a nie i nie czuc sie winnym? czy mozna niechciec a tak i nie czuc sie zagrozonym?

 

chicago transit authority love forever
Autor: diable
22 grudnia 2003, 16:48

plan na piatek: autobus do illinois.  po delikatnym wprowadzeniu w weekend w postaci zubrowki z sokiem/whiskacza z cola u mnie, udalo mi sie zdemobilizowac ka i wmusic go w autobus.  cos pieknego tyle, ze kijowa pora na jazdy autobusem bo zimno jak cholera. no ale, do illinois dojechalismy cali i zdrowi. na miejscu spotkalismy sie z  vic, j. i serg. i tu okazalo sie, ze niestety koledzy maja zakaz wstepu do (swoja droga) baru w ktorym spedzaja wiecej czasu niz w domu. placz i panika. no ale co tam, nastepna najbizsza oaza okazala sie bohica wiec tam tez raptem skierowalismy nasze pelne nadzieii kroki.  a tam, z okazji zeszlo tygodniowych urodzin nieustanna przeplatanka w postaci piwko-tequila-piwko-tequila-itd. doprowadzila mnie do stanu 'ale my nie wiemy skad my jesteeemy'' wiec ka grzecznie  mnie spakowal, ubral szalik i poprosil sergia azeby nas odtransportowal w dom (pomiedzy ktoryms piwkiem a ktoras tequila pojawila sie propozcja sniffsniff... ehh czasem tak ciezko oprzec sie pokusom. a jednak). w domu nastal nastal ciezki sen.   
sobota: najpierw duzo spimy a potem duzo marzniemy.  zaspalam do pracy, a jak. dotarlam na 10 i to z ka, bo nie bylam w stanie prowadzic. zamowilismy obiad, zjedli i pojechali do domu - nie bylo co robic. sen do 4. wstali zrobili kolacje i burdel roku w kuchni. potem szybka kapiel i jedziemy do centrum popatrzec na swiatelka (;>) i pomarznac.  po drodze zwinelismy palacego inaczej, maru i braciaka z panna-ci zwineli spirol z cola, palacy ziele ofkors ;). dojechalismy, (w miedzyczasie w kolejce udalo sie prawie zmeczyc mixa z coli) a tam masakrycznie zimno i jeszcze ten lodowaty wiatr od jeziora.  palacy wyjal co mial i na chwile zimno troche przestalo dawac w kosc. pochodzili, pobladzili i pojechali do domu. po drodze zwineli hamskiego fast food'a ktory z wielka przyjemnoscia zostal skonsumowany w lozku (w tle pozno-nocna hiszpanska telenowela; mariaaaaaaaaa, ooee). ehh nie ma to jak ciepla koldra. nie ma. 
niedziela: dzwonimy do mamy i myjemy samochody bo jest tylko 0 stopni. szybki telefon do pl po przebudzeniu. papieros. papieros. i moze tak bysmy juz wstali? ka i rob. genialnie wpadli na pomysl mycia samochodow, wiec bardzo chetnie podstawilam im tez moj. sama postalam przy nich chwile a reszte bylo za zimno i ka wyslal mnie do srodka. tam obiadek, herbatka, gazeta i jak fajnie wprosic sie do kogos i nie musiec samemu tego wszystkiego przygotowywac. wieczorem na chwile do palacego ale tego niet wiec zapozyczylismy filma, zakupili cos do picia i do domu. spod koldry wszystko wydaje sie cieplejsze.

ps.czuje, ze odzylam.

pps. czuje, ze popenilam wczoraj grzech chujowego wyboru mandarynek (czuje bo od pol godziny mi paszcze wykreca na wszystkie mozliwe kierunki. ale jestem mocna; przeszlam przez trzy - w sensie rozpitraszylam, sprobowalam, wywalilam. itakwkolo)

kazda histeria ma swoj poczatek. ma i koniec....
Autor: diable
19 grudnia 2003, 20:28

mam choinke. mam. mala i swieci i blyszczy i ladna i wogole. i nic. zero swiatecznego ducha, tej radosci i podniecenia, ze oo i aa i swieta. czy z tego sie naprawde wyrasta?  

ale ogolny nastroj sie poprawia. w miare zaczynam wracac, uspokajac sie. najdziwniejsze, ze ten spokoj przyszedl wczoraj, podczas jazdy z pracy w popoludniowym korku. moment w ktorym normalnie budzi sie agresja i chec placzu i krzyku i kopania. a tu nagle... puff. bajka, normalnie.  wrazenie jak tracenie przytomnosci- nagle nie ma nic, i nic nie ma znaczenia jest cicho, spokojnie i bezpiecznie.

(taka blogosc szans na utrzymanie sie ma 0, ale wazny jest odczuwalny przeskok na +)

wiec wczoraj okazalo sie....
Autor: diable
17 grudnia 2003, 21:27

, ze jestem zazdrosna.  :o! (z widowni dobiega ciche oooooochhhhhhh!)
i to o laske sprzedajaca burrito.  scislej mowiac to nie o nia, ale o ka ktorego na moich oczach podrywala. normalnie czyste chamstwo, zero szacunku. jak bym jej &^%&^% to by sie jej zmiejsca odmienilo podejscie.
najdziwniejsze jest to, ze tym podobne sytuacje zawsze mnie bardziej bawily niz denerwowaly. a tu wszylo szydlo z worka... no ale bylo minelo. dobrze, ze ka (podjarany cala sytuacja) mial uszy bo by sie do okola glowy szczerzyl ;>

ps. zeby nie bylo ze zaufanie podstawa zwiazku to z miejsca mowie, ze do ka mam zaufanie. to reszta swiata budzi watpliwosci. a jak by nie bylo 'baby to chuje'* i w dodatku przebiegle. wiec trzeba sie pilnowac.
(mozliwe tez, ze cala sytuacja wydarzyla sie w mojej glowie gdyz bylam lekko spalona)
*per palacy inaczej

za tydzien swieta i wielki z tego powodu...
Autor: diable
16 grudnia 2003, 21:35
ale to wsio psiego sika nie warte.  wazne, ze do pl nie jade - bo to tu zaczyna sie zwal. 
coz... nie ma sie co rozczulac, nei? wiec szklanki w gore i chlup. do zapomnienia jeden krok (w strone lodowki po druga flaszke)
a palacy inaczej jedzie. niektorym to dobrze.

 

caution: bagels & cheese may cause unexpected...
Autor: diable
15 grudnia 2003, 16:54
wczoraj ogolny rozstroj przeszedl nawet moje najsmielsze granice w momencie kiedy robiac sniadanie malo nie rzucilam nozem w ka. ostatecznie polecial na szafke. po fakcie ka. dojadl bagietke i poszedl wyniesc smieci. ja poszlam sobie poplakac.
chcialabym miec jego cierpliwosc i wyrozumialosc.
mam moj krotki temperament i niewyslane kartki swiateczne.

zyczymy wszystkiego co cieple wilgotne i...
Autor: diable
13 grudnia 2003, 19:44
kac kac
kurwa nigdy wiecej bacardi, szampana wodki i palenia na raz. nawet sie nie upilam a tu kac taki ze ughh
dzisiaj ma wpasc pare osob. na flaszeczke. badz dwie. badz kto by tam liczyl. a ja  czuje sie jak wyzuta wypluta i wklejona pod stol guma balonowa.
mam 22 lata i zdarza mi sie plakac za mama
mam 22 lata i panicznie boje sie burzy
mam 22 lata i kiedys sprzedalabym cie za cukierka teraz to za flaszke
8035 days & still counting
Autor: diable
12 grudnia 2003, 16:03

 

mam 22 lata
czuje sie jak zbity po mordzie pies
(nie ma to jak urodziny, jupiiiiiiii kurwa, jupiii....)